Forum Pink Floyd Strona Główna
 Forum
¤  Forum Pink Floyd Strona Główna
¤  Zobacz posty od ostatniej wizyty
¤  Zobacz swoje posty
¤  Zobacz posty bez odpowiedzi
Pink Floyd
BRAIN DAMAGE - Najlepsze polskie forum o Pink Floyd
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie  RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
10 płyt życia
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 12, 13, 14  Następny

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pink Floyd Strona Główna -> Any Colour You Like Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
10 płyt życia
Autor Wiadomość
caterkiller
Fearless


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 2998
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Samotne

PostWysłany: Wto 21:14, 13 Lis 2007    Temat postu:
 
I nie sprecyzowałeś czy chodzi o koncertową Ummagummę czy o studyjną pomyłkę. \o/

Powrót do góry Zobacz profil autora
BeBe
Fearless


Dołączył: 24 Sty 2007
Posty: 2732
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: FAC 51

PostWysłany: Wto 22:38, 13 Lis 2007    Temat postu:
 
To i ja pyknę sobie listę "10 najlepszych":

1.The Doors-The Doors-myślę, że nikogo to nie dziwi. Płyta którą ubóstwiam, płyta która pozwoliła mi otworzyć się na muzykę, która pozwoliła mi przetrwać wiele chwil smutnych, ale także poszerzała mój uśmiech w chwilach wesołych. Pogłębiała zadumę i oczyszczała umysł po ciężkim tygodniu. Płyta która zawsze będzie u mnie wysoko, tak samo jak Doorsi. Najlepsza płyta lat 60 imho.

2.Jacek Kaczmarski-Bankiet-panowie i panie, przy tym świetnie pije się wódkę z najlepszym przyjacielem jak was pozostawiają dziewczyny [bądź mężczyźni via. szyszka ;] ], mówię wam Wink. Świetne kompozycje, genialne wykonanie, a poza tym covery Staszka Staszewskiego na najwyższym możliwym poziomie. Drugie miejsce jak najbardziej zasłużone.

3.Pink Floyd-Division Bell-Szyszka nie bij, panowie nie plujcie :p Co jak co, ale ta płyta podoba mi się najbardziej, może dlatego, że dobra jest na każdy stan ducha. Świetne Wearing the Inside Ou, niesamowite High Hopes, Lost For Words ciągle zachwyca mnie prostotą, a zarazem genialnością tekstu. Waters tworzył wielkie dzieła, ale to Gilmour mimo wszystko wiedzie u mnie prym, nawet jeżeli ma miseczkę D i jest łysy Wink

4.Metallica-Master Of Puppets-ah, pamiętam jakby to było wczoraj :p pierwsze zgłębianie muzyki rockowej dzięki Metalicy, pierwsze machanie, wówczas jeszcze łysym Wink, łbem. Szósta klasa podstawówki, łysy BeBe, koszulka za 20 złotych jakości gorszej niż sraj taśma i ta monumentalna płyta. Niesamowite wspomnienia ;d

5.Iron Maiden-Brave New World-bo jak to powiedział Gronostay-młodzież zaczyna od tego i potem mówi brednie, że jest to najlepsza płyta IM Razz Coś w tym jest, co prawda uważam, że jest to jedna z lepszych płyt [bo miecie generalnie debiut]. Historia podobna jak wyżej Wink

6.Bob Dylan-Bring It All Back Home-najlepsza płyta folk amerykańska [nie chciałem pisać folkowa, bo wiem, że zaraz Gronostay by mnie tutaj piorunami obrzucał Wink]. Obok Doorsów wiedzie prym w moich najlepszych płyta w latach 60. Świetne kompozycje, płyta nagrana na luzie ale ze świetnymi tekstami. No i znajduję się tutaj mój ulubiony kawałek ever-Mr. Tambourine Man Wink

7.Death-Sound of Perseverance-to dziwne. Słucham Death ale nie lubię death metalu. W ogóle, dla mnie Death to nie death metal :B To po prostu, hm. progressive thrash metal ? ;d Chyba tak to nazwać można.
A płyta wyżej wymieniona to arcydzieło łupanki, zajebistych solówek i mroczniastego skrzeku Schuldinera.

8.Queen-Innuendo-tutaj większego tłumaczenia nie potrzeba. Kto nie zna Show Must Go On łapki w górę, to poobcinam :B

9.Joy Division-Unknown Pleasures-dzięki Jesterowi poznane i pewnie pokochane. Generalnie bardzo często ostatnio gości w moich uszach, głowie, myślach.

10.The Smiths-The Queen Is Dead-j.w Wink



Ostatnio zmieniony przez BeBe dnia Śro 0:13, 14 Lis 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Emade
Grand Vizier


Dołączył: 03 Wrz 2005
Posty: 755
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ten wniosek?

PostWysłany: Wto 22:39, 13 Lis 2007    Temat postu:
 
eee, to sobie napiszę cuś w tym temacie, bo skorom napisał już cuś w temacie o zespołach, to wypada rzec cuś i tu, więc tako rzeczę.

Nie jest trudno mi określić, która płyta jest tą, którą mogę nazwać numerem jeden, ale mam moralne opory, czy jest to aby tak dobra płyta, bo mogła pretendować do tego miejsca. Być może w tym miejscu wyjść moja abnegacja czy coś w podobie, aczkolwiek nie mógłbym spać spokojnie, gdybym wklepał tutej, prawda, jakiś quasi-wyjebany w kosmos album, który tak naprawdę mam w poważaniu. Nie. The Police, "Reggatta de Blanc". Pierwsza płyta ze stricte rockowym pogrywaniem, która to mnie naprawdę ruszyła i dała do zrozumienia, że w anglosaskim rocku drzemie potężna ilość wspaniałych itemów jak, nie wiem, fajne dźwięki generowane za pomocą niewielkiego zaplecza instrumentalnego, fajne pomysły wykonawcze, fajne miełodie, fajne teksty, fajne inne pierdoły. Poza tym, ja surrealista, krasnoludek w czapce, zareagowałem receptorami na dadaistyczne bodźce z drugiego tracka płyty, jakimi są i były wokalizy stingowe zawierające się w prostym 'bijooooo, bijooooo, bijooo jooooo'.

Druga płyta to chyba będzie "Presence" Led Zeppelin. Głównie dlatego, że był to pierwszy z tych legendarnych zespołów, których legendarne nazwy gdzieś zasłyszałem i uznałem, że trzeba je jak najprędzej poznać. Po prostu, taka potrzeba, a mówiłem już o tym w temacie o zespołach i nie warto prowadzić do autoplagiatu. Kiedy słuchałem tej płyty pierwszy raz, a wiadomo, że pewne rzeczy robi się pierwszy raz tylko jeden raz w dookreślający sposób biegu dalszej przyszłości, nie wiedziałem, że do czynienia mam z płytą Zeppelin, bo na okładce, tej wierzchniej nie była podana nazwa kapeli, ani tytuł płyty. W pudełku blaszki też nie było, przeto wywnioskowałem, że jest wdrożona w roztwarzacz i włączyłem. Wykurwiste wprost intro, najlepsza ironmaidenowa jak się miałem później przekonać galopada i równie wykurwista koda i leżałem na podłodze. Pomyślałem sobie, że to jest, kurwa, niemożliwe. Tyle rzeczy; a ponieważ mam skłonność do mistycyzowania rzeczywistości, do dziś dążę do uzyskania takiej chemii, jaką otrzymałem wtedy, ponad pięć lat temu w połowie maja. A połapałem, że się, że to Zeppelini, kiedy zbierałem się z podłogi i zobaczyłem grzbiet pudełka, 'Led Zeppelin - Presence'. Pomyślałem, że świat to fajne miejsce.

Drobnomieszczańskie przekonanie, że co metal, to szatan, wydawały się przez jakiś czas szańcem nie do sforsowania, jeśli chodzi o moją drogę ku własnej tożsamości, bo po poznaniu znaczniejszych zespołów, które w jakiś sposób wpisały się w annały rokendrola, miał przyjść czas na jakieś metalowe coś. I być może błędnie, być może opacznie, być może infantylnie, dziecinnie, czy jak zwał, tak zwał, ale dennie i chujowo, ale wydawało mi się, że najlepiej będzie coś od ludzi z Frisco wziąć, którzy mieli się skończyć na 'Metal Up Your Ass', no bo przecież czynnikiem o znaczeniu najbardziej znacznym, co jest oczywistą oczywistością, była nazwa zespołu i widziana parę razy złowieszcza, diaboliczna, bym powiedział kiedyś, okładka; dziś nazwałbym ją fajnym nawiązaniem do toposu theatrum mundi, z instytucją, która pociąga za sznurki, a człowiek jest tylko marionetką, aaale, jego rola wcale nie kończy się po śmierci xD yeah, zaebiste. Ale mniejsza z tym. Kiedy już byłem nabyłem tę płytę, wdrożyłem ją w odtwaarzacz i jakby na przekór życiu, podgłosiłem do pewnego nieosiąganego wcześniej poziomu, i nacisnąłem 'play'. Zniesmaczyłem się trochę, kiedy zamiast napierdalania od samego początku (bo sam nie wiedziałem, czego się spodziewać), jakieś akustycznie cięcia, ale nadeeszła, 0:36, o ile dobrze pamiętam i skonstatowałem, że w tym miejscu newralgicznym będzie użycie pewnej figury retorycznej zawierającej się w prostych słowach, tak często doczepianych do zdań w formie parentezy: "o, kurwa...". Metallikowy "Majster od tapet" robił wtedy spore wrażenie. Dzisiaj też niemałe, ale fascynacja Metalliką na pewno okrzepła. Jest jakiś tam szacunek, głównie za tę płytę, która swego czasu sporo dla mniejszego gówniarza znaczyła. jołjoł.

Cztery. Pink Floyd - The Dark Side Of The Moon.
Koniec cytatu.

Pięć? A to ciekawa jest historia, bo tę płytę poznałem z kasety. Bynajmniej nie kupionej w sklepie, nie, którą dostałbym od kogoś czy pożyczonej. W czasie ogólnej dewiacji związanej z jakimś remontem w domu, ze strychu wyleciało parę pudeł starych, kombatanckish kaset magnetofonowych marki stilon z Gorzowa, których jakość nie predestynowała ich do dalszej eksploatacji, ale, borze, jakie to znaczenie ma, kiedy jest się ciekawym świata i kawałka taśmy magnetofonowej z zakurzonego kawałka wrednego plastiku. Miałem pewne opory związane z możliwością rozjebania tak starym nośnikiem swojego odtwarzacza, ale przezwyciężywszy ten absurd, włożyłem taśmę, stronę B, bo nie chciało mi się jednak przewijać i oczekiwałem sam nie wiem czego. I było. Najpierw jakieś pierdnięcie i dalej kubistyczne cośtamy i zrzuciłem to na karb wieku i stanu kasety, ale kiedy pojawił się głos chyba ludzki uznałem, że chyba tak, kurde, ma być. I entuzjastycznie reagowałem na dalszą część dźwięków, jakie emitowała stara kaseta. I tak poznałem twórczość Toma Waitsa. Wydawać by się mogło, że jego album z '83r. o ile dobrze ogarniam, 'Swordfishtrombones' to najgorsza rzecz, od jakiej można zaczynać przygodę z tym człowiekiem, bo odstręczająca, brudna, nierockowa (jak na ogólnie przyjęte standardy) i tak dalej, ale mnie to zaintrygowało i pociągnąłęm ten wątek. Na drugiej stronie było chyba 'Elizium' Nephilim, albo coś w tym gotyckim stylu, bo kasety nie mam już.

Sześć? Podobnie jak w czwartym przypadku. Bez komentarza.
Joy Division, "Closer".

I chyba sobie je już daruję.

Siedem, to będzie chyba pierwszy i jedyny Klaus Mitffoch.
Osim prawdopodobnie to jest i będzie "Armed Love" The (International) Noise Conspiracy, chociaż pewnie tak trochę na wyrost.
Dziewięć, "Statek kosmiczny" Ścianki.
Dzięsiątkę zostawiam otwartą.

Powrót do góry Zobacz profil autora
Bartek_Gilmour
Seamus


Dołączył: 13 Lut 2007
Posty: 121
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Wto 13:04, 20 Lis 2007    Temat postu:
 
Jeśli chodzi o moje ukochane płyty to będą to ... oj, będzie trudno, ale spróbujmy:

1. Innuendo - Queen

Otwierający album utwór tytułowy to chyba najwspanialszy,najbardziej ambitny utwór zespołu z bardzo ambitnym życiowy przesłaniem. Po prostu majsterczyk. Tutaj mam pytanie: kto jest jego autorem? Roger? Freddie? czy może spółka Taylor/Mercury? Dobra, idźmy dalej. Drugi utwór to I'm going slyghtly mad - poczucie humoru Freda mimo cierpienia jakie przeżywa. Trzeci i czwarty utwór to nie wątpliwie charakterystyczny dla gry Briana - Headlong i I Can't Live With You. Utwór numer pięć Don't Try So Hard to jedna z najpiękniejszych ballad Królowej. Dreszcz przechodzi gdy Freddie śpiewa górne rejestry. Taylorowe Ride The Wild Wind zabiera w podróż, ujarzmia dziki wiatr. All God's People coś w stylu gospel i bluesa - fajne. Po nim przepiękne These Are The Days Of Our Lives - ilekroć słucham tego utworu, wierzcie mi, płaczę jak dziecko i myślę "Boże, tego wspaniałego człowieka już nie ma wśród żywych". Zaraz po nim znów poczucie humoru Freddiego poprzez wyznanie miłości do ... kota. Szalony The Hitman pokazuje ten rockowy pazur Queen, a więc to czego brakowało na poprzednich płytach. Bijou - wirtuazeria. The Show Must Go On. Nie to jeszcze nie koniec przedstawienie trwa, mino absencji głównego aktora. Szósteczka!

2. The Dark Side Of The Moon - Pink Floyd

Czad, nastrojowość, ból i głęboki spokój. Pogodzenie się z upływem czasu, obłędem i śmiercią. Krzyk gitary i krzyk saksofonu, szept fortepianu i szept saksofonu. Agresja wybuchająca niespodziewanie w połowie ballady. Niepokojące brzęki monet, huk wybuchów, zgiełk zegarowych kurantów i piękne soulowe wokalizy.

3. Strange Days - The Doors

W ichj muzyce jest coś magicznego, mistycznego. Utwór tytułowy wprowadza nas w niesamowity nastrój, a "You're lost little girl" to piękna ballada, która zachwyciła mnie od samego początku. Ciekawie zaaranżowany został "Moonlight Drive" - posenka, którą Morrison zaśpiewał Manzarkowi na plaży w Venice podczas ich pierwszego spotkania. Wspomnę jeszcze o zajebistym "When the music over" - najbardziej poruszający utwór z całego albumu. Każda piosenka jest zamkniętą całością, niepowtarzalną i niepodobną do pozostałych, ale wszystkie utwory na płycie dopełniają się idealnie.

4. Queen II - Queen

W odróżnieniu od pierwszej płyty, tutaj słychać już zespół, który ma swój styl, swoje własne "morze dźwięków". Całość wydana jeszcze na winylu została podzielona na tzw. stronę białą i stronę czarną. I o ile na stronie białej słychać jeszcze dość wyraźne nawiązania do ówczesnych gigantów rocka, to strona czarna jest już typowa dla stylistyki Queen. Również zgrabnie podzielono kompozycje, dzięki czemu płyta w odróżnieniu od niektórych późniejszych albumów jest nadzwyczaj spójna. Na stronie białej autorami muzyki są: May (4 utwory) i Taylor (1 utwór), a strona czarna jest w całości dziełem Mercury'ego. Ale po kolei, zaczynamy od czegoś, co przypomina niemiarowe bicie serca, a raczej jakiś pochód. Po chwili wchodzi znajomo brzmiąca gitara Maya, grając prosty motyw, będący zapowiedzią pierwszej "właściwej" kompozycji. Trzeba przyznać, że tytuł ("Procession") jest bardzo adekwatny do muzyki. Jednak to tylko intro to potężnego, sabbathowego "Father To Son". Słyszymy tu już śpiew Mercury'ego, jeszcze dość nieokrzesany, młodzieńczy, ale już wielki. May gra wyraźnie pod wpływem Tonny'ego Iommiego, a Taylor swoimi nieoczekiwanymi perkusyjnymi przejściami nawiązuje bardzo wyraźnie do Billa Warda. "Father To Son" płynnie przechodzi w natchnioną balladę "White Queen (As It Began)". Freddie jest tutaj niezwykle liryczny, ale emocje narastają z każdym dźwiękiem (ich kulminacją jest podniosła środkowa część). Przy czymś takim kolejny "Some Day, One Day" robi wrażenie dośc błahej, choć niewątpliwie miłej piosenki. Po czym potężne bębny oznajmiają początek jedynej w tym zestawie kompozycji Taylora, ostrego, "bujającego" "The Loser In The End". Kończy się strona biała. Słyszymy szum wiatru, następnie dzikie okrzyki w wykonaniu perkusisty i wchodzi iście heavymetalowy riff "Ogre Battle". Jego dopełnieniem są potężny tutaj śpiew Mercury'ego przerywany co chwilę złowrogim wrzaskiem. Znów mamy płynne przejście do "The Fairy Feller's Master Stroke", dość mocnego utworu, z typowo "queenowymi" chórkami z brzmieniem klawesynu na pierwszym planie, który przechodzi w przepiękną fortepianową miniaturę "Nevermore". I możemy przejść do opus magnum albumu, czyli "The March Of The Balck Queen", to konglomerat tego wszystkiego, co w Queen najlepsze, czyli totalny eklektyzm pod każdym względem, odjazdowe wokale, szalejący fortepian i śpiewne solówki gitarowe. Do tego wszystkiego karkołomne zmiany tempa. Utwór dość niespodziewanie przechodzi w podniosły "Funny How Love Is". Głos Mercury'ego jest tutaj jakby gdzieś w oddali, co daje bardzo intrygujący efekt. Ostatnia piosenka to znane już szerszemu gronu "Seven Seas Of Rhye". Dość prosta piosenka z jazgotliwą gitarą i charakterystycznymi chórkami, zwieńczona "knajpianą" przyśpiewką. Cóż powiedzieć... Album genialny, jedno z największych dzieł w historii rocka.
Queen nigdy później nie wydał tak spójnego, przemyślanego i przebogatego aranżacyjnie albumu.

5. Wish You Were Here - Pink Floyd

Nie wymaga uzasadnienia

6. Brave New World - Iron Maiden

Wielki powrót Bruce'a Dickinsona i Adriana Smitha. Nie ma wątpliwości, ze to jest coś. Najlepsza od czasu Siódmego Syna.Brzmi wspaniale i przypomina dobre lata 80' z Dickinsonem na vocalu.

7. Detox - Dżem

Przede wszystkim za Malowanego Ptaka ; List Do M ; Sen O Victorii - wielkie polskie rockowe hymny Smile

8. Sgt. Pepper`s Lonely Hearts Club Band - The Beatles

Ojciec chrzestny concept albumów Smile

9. Jazz - Queen

Za miż-maż muzyki rockowej Smile

10.On An Island - David Gilmour

Ze względu na cudowne wspomnienia Smile

Powrót do góry Zobacz profil autora
usandthem
Fearless


Dołączył: 18 Sty 2007
Posty: 2766
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Skądinąd

PostWysłany: Wto 15:48, 20 Lis 2007    Temat postu:
 
Bartek_Gilmour napisał:

Za miż-maż muzyki rockowej Smile


AAAAAA moje oczy, roztapiam się! Very Happy
<czyli znowu us inteligentnie i rzeczowo odniósł się do wypowiedzi z forum, niesamowicie ubogacając zawartość merytoryczną i edukacyjną tematu - zawsze do usług, tam gdzie najbardziej go potrzebujecie Very Happy>

Powrót do góry Zobacz profil autora
Bartek_Gilmour
Seamus


Dołączył: 13 Lut 2007
Posty: 121
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Wto 16:09, 20 Lis 2007    Temat postu:
 
usandthem napisał:

Bartek_Gilmour napisał:

Za miż-maż muzyki rockowej Smile


AAAAAA moje oczy, roztapiam się! Very Happy
<czyli znowu us inteligentnie i rzeczowo odniósł się do wypowiedzi z forum, niesamowicie ubogacając zawartość merytoryczną i edukacyjną tematu - zawsze do usług, tam gdzie najbardziej go potrzebujecie Very Happy>



O co Ci znowu chodzi? Mad Mad Mad

Powrót do góry Zobacz profil autora
Dawid
Eugene


Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Wto 17:23, 20 Lis 2007    Temat postu:
 
Chodzi o to, że pisze się "miszmasz".

Powrót do góry Zobacz profil autora
usandthem
Fearless


Dołączył: 18 Sty 2007
Posty: 2766
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Skądinąd

PostWysłany: Pią 12:39, 14 Gru 2007    Temat postu:
 
To ja może inaczej, najpierw 5 płyt, które ubóstwiam i mogę słuchać dzień i noc bez przerwy.

1. Pink Floyd - The Dark Side of the Moon

No wiadomo. Płyta, dzięki której odkryłem, że Flojdzi są zajebiści. Kiedyś słuchałem jej każdego wieczora i niezmiennie za każdym razem, kiedy zaczynało się The Great Gig In The Sky albo Us and Them, miałem takie mikroskalowe katharsis Very Happy
Absolutny ideał (no, tylko to Money... Wink).

2. Led Zeppelin - Led Zeppelin

Tu mogę długo. Płyta, która przegrywa w tym zestawieniu z Ciemną Stroną o ułamki centymetrów. Jest młody Plant, który śpiewa najlepiej, jak potrafi, nie oszczędza się i wymiata na harmonijce. Jest Page, który wybral doskonałe pierwowzory pod premierowy materiał Zeps, a potem przerobił je niemal nie do poznania. Który grał z taką radością i spontanicznością, jakiej na późniejszych płytach już nie było w tak ogromnych ilościach. Jest Jones, który zagrał boskie solo w You Shook Me i którego linie basu naprawdę przykuwają uwagę (niestety najlepsza, w The Lemon Song, nie jest na tej płycie). No i jest Bonham. Jego przejscie perkusyjne w Dazed And Confused miażdży, a i na reszcie płyty bębni bardzo entuzjastycznie i z wygarem.
Krótko mówiąc, na jedynce jest wszystko, co mnie podnieca w muzyce, a czego nie ma w Careful with that Axe i w Echoes Very Happy

3. Tool - Lateralus

Najlepsza płyta Toola. Fantastyczny nastrój, świetne teksty... w zasadzie czego bym tutaj nie napisał, Ameryki nie odkryję. Tak czy owak w pełni geniusz tej płyty odkryłem spacerując po mej wiosze przed burzą z Lateralusem na uszach. Podczas Disposition, przy słowach "Watch the weather change", zerwał się wiatr, a po paru minutach, w środku Reflection zaczęło lać - pierwszy chyba raz w życiu muzyka zgrała mi się tak specyficznie z rzeczywistością - brzmi idiotycznie, ale wrażenie nieziemskie Very Happy

4. King Crimson - Islands

Naprawdę INNA płyta King Crimson. I za to ją kocham.

5. Wishbone Ash - Argus

To może brzmieć jak obelga dla dobrego smaku muzycznego, ale naprawdę ubóstwiam tę płytę. Na niej chyba najlepiej słuchać, jakie są plusy posiadania w zespole dwóch gitarzystów prowadzących. A w punkcie kulminacyjnym płyty, to jest w solówce w Throw Down the Sword, ocierają się o geniusz. Tylko odrobinę dalej od dotknięcia geniuszu byli nagrywając Leaf And Stream. Warrior z kolei nie daje tak dużego pola do popisu dla "twin guitars", ale za to fascynuje zmianami tempa i stylu i cholernie chwytliwym refrenem, przerywanym co chwilę mikrosolówką. Panowie gitarzyści wiedzą też, co to kaczka i co się z nią robi - patrz The King Will Come.
Poza dwoma utalentowanymi gitarzystami Wishboni mają basistę, który potrafi czasem zagrać jak trzecia gitara albo wrzucić tak fantastyczny rytm, że szczęka opada (Sometime World).
Ostatnio jeszcze zremasterowali mi ją i dodali świetną EPkę Live in Memphis, z takim wykonaniem Phoenixa, że skóra na dupie cierpnie z zachwytu.

Ciąg dalszy, to jest 5 płyt, których już nie lubie tak bardzo, ale od których wszystko się zaczęło, nastąpi.



Ostatnio zmieniony przez usandthem dnia Pią 12:40, 14 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Szalony Gronostay
Fearless


Dołączył: 02 Lis 2006
Posty: 3033
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 14:59, 14 Gru 2007    Temat postu:
 
usandthem napisał:

4. King Crimson - Islands

Naprawdę INNA płyta King Crimson. I za to ją kocham.

heil!

Powrót do góry Zobacz profil autora
usandthem
Fearless


Dołączył: 18 Sty 2007
Posty: 2766
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Skądinąd

PostWysłany: Pią 15:01, 14 Gru 2007    Temat postu:
 
1. The Beatles - Rubber Soul

Bo z tej płyty pamiętam najwięcej, ale w zasadzie powinienem tu wpisać po prostu "The Beatles". Moja pierwsza wielka miłość muzyczna, miałem w domu 6 kaset z Bitelsami, których gdzieś między 5 a 8 rokiem życia słuchałem w kółko. Do dziś gdy słyszę końcówkę jakiegoś kawałka, pamiętam, co było następne Very Happy Oczywiście kasety nie były opisane, nie było tytułów ani nawet nazwy płyty, więc dopiero niedawno, na fali powrotu do muzyki młodości, odkryłem co jak się nazywa... No i jako że nie znałem wtedy angielskiego, wyobrażałem sobie o czym mogą być piosenki - zgadłem tylko Please Mister Postman - jakoś podświadomie czułem, że to o listonoszu Laughing

2a. Pink Floyd - The Wall

Pierwsza płyta PF, jaką usłyszałem. Nudziła mnie. Nudziła mnie tak bardzo, że traktowałem ją jako lek na niemożność zaśnięcia - nigdy nie dotrwałem dłużej niż do połowy Mother Very Happy
Potem było dłuuugo nic, a w międzyczasie odkryłem...

3. Metallica - Black Album

Boże, ale jak kiedyś miałem pierdolca na punkcie Metalliki Very Happy
Ten album dorwałem na początku gimnazjum od kolegi, który był zajebisty, bo ubierał się na czarno, słuchał Metalliki i grał na gitarze. Szybko byłem szczęśliwym posiadaczem całej dyskografii (za wyjątkiem, o ironio! Kill'em All, którego - uwierzycie? - nie słyszałem nigdy) na kasetach. Mastera, Garaż i S&M nawet oryginalne mam Very Happy
W zasadzie to, że zacząłem się uczyć grać na gitarze to zasługa (wina?) Czarnego Albumu właśnie i dwóch wiadomych utworów - kiedy usłyszałem, jak ów kolega gra Unforgiven, nie było już odwrotu Wink

4. Eric Clapton - Pilgrim

Płyta, od której bardzo dużo się zaczęło. Jesteśmy w drugiej połowie gimnazjum. Najpierw oglądając Zabójczą Broń bodajże numer 3 odkrywam utwór tytułowy, to jest Pilgrim. Wtedy orientuję się, że muzyka gitarowa jest fajna. Przez następny tydzień katuję ten album, by zorientować się, że to Clapton jest fajny. Potem szybko się orientuję, że to nie Clapton jest fajny, tylko blues. I nie fajny, tylko zajebisty.
A potem znajduję...

5. Led Zeppelin - Led Zeppelin III

Początek mojej fascyncji Zepami. Kiedy usłyszałem Immigrant Song, szczęka opadła mi po samą podłogę. A kiedy usłyszałem Since, natychmiast pobiegłem po resztę płyt LZ, jakie były w domu i stałem się zeppelinowym świrem Very Happy

2b. Pink Floyd - The Wall

Tak więc wracamy do The Wall. W międzyczasie była i poszła Metallica, był i został blues, byli i zostali Zeppelini. Któregoś dnia między płytami taty znajduję Ciemną Stronę. Zachwycam się, słucham ile wlezie. I nagle przypominam sobie o The Wall - to chyba też było PF?
Szybko okazuje się, że po Mother są fajne kawałki, Wall ma dwie płyty, a nie jedną (niespodzianka!), a PF to nie zespół jednej płyty. Potem zdobywam Wish You Were Here, nie daję się zrazić The Division Bell, przez którego o mało co nie olałem reszty płyt PF (bo mocno się na niej zawiodłem) i koniec końców zabieram koledze dyskografię. Na pierwszy odsłuch wybieram Meddle (o, jakiś kawałek ma ponad 20 minut!) i koncertową Ummagummę (o kurwa, co za tytuł!) i wszystko idzie już z górki Very Happy

6. King Crimson - Discipline

To już liceum. Próby do jakiegoś żenującego przedstawienia. Na sali gimnastycznej stoi boombox, z któego leci jakieś gówno, do którego dziewczyny usiłują tańczyć. Znudzeni łazimy z kumplem szukając czegoś czym możnaby ożywić imprezę. Nagle przypomina on sobie, że ma płytę w plecaku - Discipline właśnie. Brutalnie wyłączamy dziewczętom podkład i nie zważając na protesty uruchamiamy Thela Hun Gingeet Very Happy
Z miejsca zachwycił mnie i KC i rock progresywny. W miesiąc pożarłem całą dyskografię Króla, po czym (od tego samego kolegi) dostałem Toola...


...wiem, że miało być 5, ale jakoś się tak rozpędziłem - bylo tego więcej niż myślałem Very Happy
Jeszcze pewną nostalgią darzę jakąś taką półoficjalną debestówkę Dire Straits, Brave New World Ironów - kiedyś u kumpla usłyszałem i następnego dnia kupiłem sobie oryginał, no i mam ogromny sentyment do kilku winyli z jazzem, ale niestety za młody byłem, żeby pamiętać wykonawców.

've spoken.

Powrót do góry Zobacz profil autora
Kasia
Fearless


Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 4458
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kluczbork

PostWysłany: Sob 23:21, 16 Lut 2008    Temat postu:
 
Nowe typy....

Pink Floyd - the Final Cut
Roger Waters - Amused to Death
David Bowie - Low
Miles Davis - Kind of Blue
the Beatles - Sierżant Pieprz
Anita Lipnicka & John Porter - Nieprzyzwoite Piosenki
David Sylvian - Dead Bees On A Cake
Peter Gabriel - Shaking The Tree
Sigur Rós - Agaetis Byrjun
the Cure - Wish

Jako bonus King Crimson - Red

Powrót do góry Zobacz profil autora
usandthem
Fearless


Dołączył: 18 Sty 2007
Posty: 2766
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Skądinąd

PostWysłany: Nie 11:26, 30 Mar 2008    Temat postu:
 
<przeczytał jeszcze raz swoje dwa posty i uronił łezkę>

Powrót do góry Zobacz profil autora
caterkiller
Fearless


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 2998
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Samotne

PostWysłany: Nie 13:19, 30 Mar 2008    Temat postu:
 
o nowa lista lol

1. System Of A Down - System Of A Down
2. Pink Floyd - Meddle
3. Tool - Lateralus
4. Dead Can Dance - Within The Realm Of A Dying Sun
5. Tool - AEnima
6. Pink Floyd - The Dark Side Of The Moon
7. Queen - A Night At The Opera
8. Radiohead - Ok Computer
9. Sigur Rós - Agaetis Byrjun
10. King Crimson - Islands
11. Porcupine Tree - On The Sunday Of Life
12. Dream Theater - Images & Words
13. Pink Floyd - Wish You Were Here
14. Led Zeppelin - III
15. Tool - 10,000 Days
16. Porcupine Tree - The Sky Moves Sideways
17. Saxon Shore - The Exquisite Death Of Saxon Shore
18. Beautiful World - In Existence
19. King Crimson - In The Court Of The Crimson King
20. Dream Theater - Metropolis, pt 2: Scenes From A Memory



Ostatnio zmieniony przez caterkiller dnia Nie 13:44, 30 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
usandthem
Fearless


Dołączył: 18 Sty 2007
Posty: 2766
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Skądinąd

PostWysłany: Nie 13:26, 30 Mar 2008    Temat postu:
 
Do dupy ta lista katera - ja uzupełniłem i poprawiłem swoją:

1. Pink Floyd - The Dark Side of The Moon
1. Led Zeppelin - I
1. Wishbone Ash - Argus

2. Tool - Lateralus
3. King Crimson - Islands
4. Led Zeppelin - II
<a potem to już różne rzeczy typu Led Zeppelin III, Nick Cave & the Bad Seeds - Henry's Dream i takie tam rozmaite>

Powrót do góry Zobacz profil autora
caterkiller
Fearless


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 2998
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Samotne

PostWysłany: Nie 13:42, 30 Mar 2008    Temat postu:
 
usandthem napisał:

1. Wishbone Ash - Argus


rolleyes

Powrót do góry Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pink Floyd Strona Główna -> Any Colour You Like Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 12, 13, 14  Następny
Strona 7 z 14

 
Skocz do:  
 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Powered by phpBB © 2004 phpBB Group
Galaxian Theme 1.0.2 by Twisted Galaxy