Forum Pink Floyd Strona Główna
 Forum
¤  Forum Pink Floyd Strona Główna
¤  Zobacz posty od ostatniej wizyty
¤  Zobacz swoje posty
¤  Zobacz posty bez odpowiedzi
Pink Floyd
BRAIN DAMAGE - Najlepsze polskie forum o Pink Floyd
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie  RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
recenzje
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pink Floyd Strona Główna -> Any Colour You Like Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
recenzje
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 20:46, 23 Lis 2006    Temat postu:
 
Marillion nakręcił nawet w Polsce teledysk (choć już bez Fisha). Generalnie oni wszyscy są popularniejsi u nas niż w GB.

Powrót do góry
Kasia
Fearless


Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 4458
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kluczbork

PostWysłany: Śro 22:10, 18 Kwi 2007    Temat postu:
 
King Crimson- In the Court of the Crimson King

Najlepszy debiut jaki kiedykolwiek słyszałam. Płyta, której nie jestem w stanie opisać słowami. Wspaniała, genialna, niedościgniona… Można pisać dużo i długo, jednak muzyka przemawia sama za siebie. Arcydzieło. Każdy z nas w zupełnie inny sposób uczuje i odbiera tą muzykę i właśnie między innymi to świadczy o jej wielkości.
Pochodzi z niej jeden z moich ulubionych utworów w ogóle- Epitaph.
W ogóle strasznie się męczę przy napisaniu tej recenzji… ponieważ ile razy można powielać to samo tylko, że w innych słowach? Ile raz można pisać, że ta płyta to geniusz w czystej postaci? Napisać dobrą i oryginalną recenzję tego albumu to nie lada wyczyn, tak więc oszczędzę wam męczarni i nic już nie napiszę.
Dodam jedynie jako podsumowanie, że na tej płycie jest wszystko to co w muzyce kocham najbardziej…
Odrobinę szaleństwa, chaosu i improwizacji- 21st Century Schizoid Man oraz druga część Moonchild
Melancholia, smutek, ból, mroczny nastrój i spokój- Epitaph oraz I Talk To The Wind
Oraz zupełnie nie dający się w jakikolwiek sposób określić The Court Of The Crimson King.
Nie muszę pisać, że polecam ten album i jest to pozycja obowiązkowa, ponieważ jestem pewna, że na forum nie ma osoby, która go nie zna.

PS. Jeszcze tylko wtrącę słówko na temat okładki- genialna.



Powrót do góry Zobacz profil autora
smith
Fearless


Dołączył: 01 Sty 2006
Posty: 2573
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ja cię znam

PostWysłany: Czw 17:47, 19 Kwi 2007    Temat postu:
 
wieczorem zamieszcze reckę swoją, tylko dopisze ją do końca ; )

Powrót do góry Zobacz profil autora
Dawid
Eugene


Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Czw 18:52, 19 Kwi 2007    Temat postu:
 
Kurcze... Też bym chętnie napisał jakąś recenzję, ale wydaje mi się że nie mam talentu to pisania. No a poza tym miałbym problem z wyborem albumu. TDSOTM to by było już nudne. Może Broken China...

Powrót do góry Zobacz profil autora
Kasia
Fearless


Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 4458
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kluczbork

PostWysłany: Czw 19:02, 19 Kwi 2007    Temat postu:
 
Dawid pisz i nie krępuj się Smile.
Każdy jak chce to potrafi, nawet ja Wink.

Powrót do góry Zobacz profil autora
Dawid
Eugene


Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Czw 19:04, 19 Kwi 2007    Temat postu:
 
Hmm... Pomyślę. Może coś naskrobię. Myślę jednak że to nie nastąpi prędzej niż w wakacje. Jeśli mam to zrobić, to porządnie. A żeby było porządnie, to musi być czas Wink

Powrót do góry Zobacz profil autora
smith
Fearless


Dołączył: 01 Sty 2006
Posty: 2573
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ja cię znam

PostWysłany: Czw 20:10, 19 Kwi 2007    Temat postu:
 
czas ... znaczy chyba - odpowiedni. bo dużo czasu już nie bardzo ; ) mi pomysł na reckę przyszedł dziś w łóżku... no i w końcu wziąłem się w garśc i zapisałem wszytsko co mi do głowy przyszło. czas nie gra roli. raczej osłuchanie, i wiedza - co się chce napisać.

Powrót do góry Zobacz profil autora
Dawid
Eugene


Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 1256
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Czw 20:25, 19 Kwi 2007    Temat postu:
 
Pewnie masz rację. Chodzi mi o to, że nie chcę napisać recenzji "na kolanie" po to tylko, żeby móc się pochwalić, że to zrobiłem. Jak już się za to wezmę, to na poważnie.

Powrót do góry Zobacz profil autora
smith
Fearless


Dołączył: 01 Sty 2006
Posty: 2573
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ja cię znam

PostWysłany: Czw 21:35, 19 Kwi 2007    Temat postu:
 

The Stone Roses
Stone Roses
1989

Szóstego dnia Bóg stworzył swoje największe dzieło. Następnego dnia uciął sobie drzemkę i poszedł na fajkę.
Kontrowersyjne? No pewnie! Pojawia się bowiem pytanie: jeśli udało mu się osiągnąć taki wyczyn, dlaczego nie poszedł za ciosem i nie zrobił jeszcze czegoś większego?
Aż żal ściska… serce. Takie samo odczucie mam odnośnie Stone Roses (ich jednak prześladował pech – płyta nagrana po pięciu latach już nie miała tej siły, i niby jest świetna, ale to zupełnie inna kategoria).Otóż debiut panów z Manchesteru jest absolutem. Łza składa się z 99 % z wody. Czystej wody. „Stone Roses” składa się w 100% z przebojów. Jak to możliwe, że paru chłopaków posłało na deski naturę i to – o w mordę! – w pierwszej rundzie?
Odpowiedź jest prosta. Połączyli to co w muzyce najlepsze:
– melodyjność zaczerpnięta od gigantów z miasta w wiecznym konflikcie piłkarskim z Manchesterem, to jest Beatlesów
- wsłuchali się w hard rocka i ekspresję solowych wyczynów Page`a oraz Hendrixa
- otoczyli w końcu tą mieszankę wybuchową, aurą powstającej właśnie sceny house.
Henryk Faust byłby zszokowany. Kamień filozoficzny! Zręcznie swoimi talentami zmienili muzykę w złoto głupców (jeśli czegoś brakuje na debiucie, to właśnie ‘Fools Gold’). Każdy powinien być zadowolony , bo każdy znajdzie tu coś dla siebie. Fausta nieprzypadkowo tutaj przywołałem. Goethe w swoim dziele wspominał – że sztuki nie wolno dzielić na mniejsze części. Muzyki również, inaczej nie będzie tej samej wymowy.
Może wspomnę troszkę o samej muzyce, bo czytelnik musi mieć coś za złe do recenzenta. Nie ma róży bez ognia… Ogniem tej róży jest perkusja Reni`ego. Jego koledzy zauważyli z kim mają do czynienia, i chyba dlatego jeden utwór traktuję o nawalaniu w perkusję. Ale, tam jest słowo ‘she’. No nic, pomińmy to. Skupmy się na tej gonitwie, którą nakręca bębniarz. Wspomaga go potem Mani (a ksywa stąd, że kocha(ł) Manchester United) basem. Ale to kaskada perkusji jest w tym utworze najważniejsza.
Jeśli już mowa o kaskadzie, należy wspomnieć o trzecim utworze – ‘Waterfall’. I o dziwo – znowu o niej! Stonowany wokal Iana (muzyka brytyjska w `80-tych latach wypromowała trzech wielkich Ianów – szkoda że mi mama nie dała tak na imię) Browna, płynie w gąszczu harmonii, by ustać gdy pałeczkę prowadzącego przejmuję Squire ze swoją gitarą. Wpierw porywa potok, następnie go ucisza, i balansuje delikatnie na krawędzi. No ale puszcza w końcu wodze, i wszystko rozpływa się w chaosie. Chaos jest i w ‘Dont stop’. Wokal jest niewyraźny. Skojarzenie z pijakiem jest nieuchronne. Znaczy, ze zaczyna się psychodelicznie. Ale.. psychodelicznie było już od początku – ktoś krzyknie. Prawda! Tyle że o początku i końcu, potem. Przy „Bye bye badman’ nogi same tańczą. Najradośniejszy utwór, o brutalnym tekście. Właśnie właśnie, wiedziałem – o czymś zapomniałem. Słowa! Z tekstów wnioskować można jedno – niezadowolenie. W najróźniejszej formie. Ianowi nie podoba się to co widzi. Czasem musi ukrywać w pocałunkach swoje negatywne odczucia. Musi się ukrywać. I używać przenośni.. No niestety łatwo być zdeptanym. W ‘Made of stone’ – chciałoby się rzec manifeście – rzuca pod sam koniec ze zniechęceniem ‘Are you made of stone?’.
Swoją wściekłość ukazuje jednak dopiero w ostatnim utworze. O ile pozostałe są przepełnione oniryzmem, o tyle w ‘I Am the Resurrection ‘ z goryczą wyrzuca z siebie mocne słowa.

Don’t waste your words I don’t need anything from you
I don’t care where you’ve been or what you plan to do


By w końcu wybuchnąć stwierdzeniem:

I am the resurrection and I am the light
I couldn’t ever bring myself to hate you as I’d like


To jest już inny Brown! A sama muzyka, agresywna, zachęca do zatańczenia na śmierć złych emocji. Wszystko uspokaja się około 3:40. Pojawia się grzechotka, improwizowanie i magia taneczności objawia się w pełni. To już nie jest rock. Takiego transu nie było w rocku. Światła dźwięków wirują, wszystko się łączy, przeplata. Orgia szału, pogański rytuał – trudno o obrazowy opis. To trzeba usłyszeć. To jest 17 minuta ‘Ech’ A.D. 1989.

Cały album zaczyna się ciszą, w której stopniowo narasta lekki szum pojawiaja się powoli wyjete z otchłani instrumenty. Agresja nabiera tempa . W amoku wyśpiewywane są słowa tytułowe. Słowa swoją intymnością przeszywają. Rozmazane dźwięki, są świetnie ujęte w wideoklipie. Kolorystyka fioletoworóżowa podkreśla psychodelię.

Nie będę próbował stawiać tezy – to najlepszy opener i zakończenie jakie powstało. Tak nie można. Można za to, a nawet trzeba, odsłuchać te dwa utwory dla samego siebie. By się przekonać czy nie majaczę.
Zapomniałbym o jednym. W Polsce ten zespół jest praktycznie nieznany. Niesłusznie. Te trzy plastry cytryny na okładce świadczą o świeżości i soczystości każdej sekundy. Co za Polak może nie skorzystać z takiej okazji?

The way she plays there are no words
To describe the way I feel

Powrót do góry Zobacz profil autora
caterkiller
Fearless


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 2998
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Samotne

PostWysłany: Czw 22:38, 19 Kwi 2007    Temat postu:
 
Jedyna recenzja, którą 'napisałem', to parodia recenzji Radiohead - OK Computer z porcysa, przerobiona na recenzję sami-wiecie-jakiego-zespołu. ;] Pisania poważnych recenzji się nie podejmuję, ze względu na moją (nie)wiedzę muzyczną.

Powrót do góry Zobacz profil autora
smith
Fearless


Dołączył: 01 Sty 2006
Posty: 2573
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ja cię znam

PostWysłany: Czw 22:48, 19 Kwi 2007    Temat postu:
 
caterkiller napisał:

Jedyna recenzja, którą 'napisałem', to parodia recenzji Radiohead - OK Computer z porcysa, przerobiona na recenzję sami-wiecie-jakiego-zespołu. ;] [/i]



gdybym to zobaczył to zapewne byś nie pożył ani sekundy dłużej ; )

Powrót do góry Zobacz profil autora
caterkiller
Fearless


Dołączył: 31 Sty 2007
Posty: 2998
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Góry Samotne

PostWysłany: Czw 22:50, 19 Kwi 2007    Temat postu:
 
Toteż nigdy jej nie opublikowałem. Laughing

Powrót do góry Zobacz profil autora
smith
Fearless


Dołączył: 01 Sty 2006
Posty: 2573
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ja cię znam

PostWysłany: Czw 22:51, 19 Kwi 2007    Temat postu:
 
mądrze Very Happy

Powrót do góry Zobacz profil autora
Raziel
Pink


Dołączył: 09 Kwi 2006
Posty: 2046
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Zielona Góra

PostWysłany: Wto 20:42, 16 Paź 2007    Temat postu:
 
Merzbow - 1930



"Prosimy nie regulować odbiorników. Działają one prawidło."

Co mnie podkusiło aby pisać właśnie o tym jest i dla mnie zagadką. Płyty Merzbow'a są odwieczną zagadką a próby ich zrozumienia najczęściej spełzają na niczym. Wszelkie punkty zaczepienia, wszelkie odkrycia okazują się pudłami i bezpodstawnymi przypuszczeniami. Opisywanie takich płyt poniekąd nie ma sensu, bo i oczym pisać - otym, że tutaj są takie częstotliwości a tam inne? Jak opisywać płytę na której nie ma słów, wokali, instrumentów, melodii a nawet rytmu. Są tylko dźwięki - w nadmiarze, przez co najczęściej stają się bełkotem, bezkształtną i chaotyczną masą, czy tez czarną dziurą wsysającą wszystko wokół. Zamiast więc drążyć takie bezcelowe przemyślenia zastanowię się może trochę nad muzycznym fenomenem jakim jest muzyka noise i jej największy przedstawiciel czyli Merzbow.

Na początku poprzedniego stulecia we Włoszech powstał ruch zwany futuryzmem. Głosił on zachwyt technologią i przemysłem, a także zerwanie z tradycją. Jeden z jego twórców, przedstwiciel muzycznego ruchu futuryzmu, Luigi Russolo, głosił potrzebę muzyki hałasu, jako nowej formy sztuki. Wraz z rozwojem technologicznym możliwości sztucznego tworzenia hałasu stawały się coraz większe. W latach 50 badano właściwości białego szumu, czyli takiego nagromadzenia dźwięków, w którym rzoróżnienie pojedynczego źródła jest niemożliwe. W latach osiemdziesiątych rewolucja industrialna wprowadziła hałas do muzyki. Gdzieś w tym momencie masami Akita czyli Merzbow i inni zaczęli grać czystym hałasem.

na początku grano na zwykłych instrumentach takich jak gitary i perkusja, używano też metalowych blach, magnetofonów i zepsutych telewizorów. Próbowano dotrzeć do "duszy maszyny", odkryc jej sekretny język. Z czasem noise stał się coraz bardziej niszczycielski. merzbow produkował swoje płyty w zastraszającym tempie, sprzedając po kilkaset egzemplarzy jednej tylko po to by zarobić na powstanie następnej.

W latach dziewięćdziesiątych albumy Merzbowa i Masonny były tak niszczycielskie, że nie dasię ich głośno słuchać, nie tylko z obawy o własny słuch, ale też w trosce o swój sprzęt. Wykorzystuje się wszystkie dźwięki, które normalnie uznane byłyby za hałas: piski, zgrzyty, szumy, trzaski a także maksymalnie przesterowane wrzaski i ryki. Dla normlnego człowieka przesłuchanie choćby jednego "utworu" jest wyzwaniem. w tym momencie powstaje pytanie, czy jest to jeszce muzyka, lecz to pytanie chyba pozostawię na koniec.

Merzbow do perfekcji opanował założenie muzyki przemysłowej: produkuje swoje płyty taśmowo, jedna nie różni się zbytnio od drugiej. Materiał w większej części jest generowany na maszynę, czynnik ludzki jest zredukowany do minimum. Pominiete niemal całkowicie są uczucia, jest to muzyka "bezduszna", bezlitosna, prąca bezustannie do przodu niszcząc wszystko wokół.

Merzbow, czy noise w ogóle jest fenomenem. Oto mamy antymuzykę, muzyke odartą ze wszystkiego, która ma swoich słuchaczy już od ponad 30 lat. Muzykę nad którą zachwycają się krytycy nie wysłuchawszy nawet jednej płyty w całości. Muzyke, której nie da się zanucić, która nie niesią samą sobą żadnej treści. A jednak noise jest buntem. Jest buntem w największym tego słowa znaczeniu. Nie bez powodu porównuje się noisowców do punków.

Można nazwać Merzbowa hochsztaplerem, który po cichu śmieje się ze słuchaczy próbujących nadać zjwisku sens, próbujących dopasować do siebie chaotyczne dźwięki. "To tylko hałas" powie. A może jest one geniuszem, którego nikt nie rozumie, którego uzyke będziemy w stanie prawidłowo ocenić dopiero po latach. Możliwe. Jest jednak człowiekiem, który nagrał największą ilość płyt, w tym 50 płytowy box i nikt mu tego nie odbierze. Co by o nim powiedzieć, Merzbow jest prawdziwy i szczery - a czy nie to jest najważniejsze?

jak więc brzmi "1930"? Coś jakby włączyć odkurzacz, do tego puścić jakąś kasetę deathmetalową od tyłu na zepsutym magnetofonie i od czasu do czasu przywalić łomem w blachę. I mi się to podoba.

Dobra recenzja powinna zachęcić do przesłuchania lub zniechęcić. Czy ta recenzja jest dobra? Cóż, nie mam zamiaru nikogo do niczego zmuszać - chcecie posłuchać - ok, lecz na własną odpowiedzialność.

Acha, czy uważam to co robi Merzbow za muzykę? A chuj go tam wie.

ocena 9/10

Powrót do góry Zobacz profil autora
smith
Fearless


Dołączył: 01 Sty 2006
Posty: 2573
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ja cię znam

PostWysłany: Pią 13:08, 14 Gru 2007    Temat postu:
 
a ja mam dwa artykuły muzyczne do andergrandowej gazetki szkolnej.jeden już został opublikowany, kolejny będzie w nastepnym wydaniu, czyli pewnie w przyszłym tygodniu:

I am the passenger.
Station 1: Manchester


Rewolucja przemysłowa. Stare, brudne kamienice. Płynące rynsztokiem bezrobocie.
Tak wyglądał stan Manchesteru przypadający na lata siedemdziesiąte. W następnej dekadzie doszły jeszcze rządy „Żelaznej Damy”, na co społeczeństwo zareagowało jeszcze burzliwiej. Ulice wypełnione były szałem.
Frustracja mieszkańców, chęć zapomnienia o szarej rzeczywistości spotkała się z geniuszem niektórych mieszkańców tego Miasta. Muzycznym, dodajmy. Zacznijmy od początku.
Mecenasem całego przedsięwzięcia muzycznego staje się Tony Wilson. Zafascynowany punk rockiem, odmienia oblicze tamtej ziemi, zakładając w roku 1978 roku wytwórnię Factory. I zaczyna się. Na pierwszy ogień idzie Joy Division. Połączenie najprymitywniejszych odgłosów perkusji, niczym bezdusznego automatu, z wpadającym w ucho basem, nie pasującym do punkowych brzmień i ‘poza grobowym głosem Iana Curtisa - urzędnika cierpiącego na epilepsję’ – daje efekt - najzimniejszej odsłony punku w dziejach. Zespół wpływa i na polskie formacje, m.in. Republikę czy rzeszowską scenę zimno-falową lat 80-tych.
Po wydaniu drugiej płyty, Ian Curtis wiesza się na sznurze od żelazka, a reszta kapeli odcina się od punku. Powstaje New Order. W tym samym czasie Wilson zakłada klub muzyczny - Haciendę. Muzyka New Order idealnie trafia w klimat Haciendy - świeży powiew elektroniki, z mocno zaakcentowaną sekcją rytmiczną w przyjemnej, popowej oprawie porywa tłumy przybywające do klubu. Manchester zakwitł kolorami i… kwiatami wystającymi z tylnej kieszeni Morrisseya – wokalisty The Smiths.
The Smiths. W Polsce zapomniani, w Anglii drudzy The Beatles. Melancholijnym, rozpaczliwym wokalizom w falsetowym wykonaniu Moza przeciwko Thatcher, Królowej i całemu światu towarzyszyły, chwytliwe, proste, melodyjne dźwięki gitary niedoszłego piłkarza Manchesteru City. Anglia oszalała,każdy chciał grac jak The Smiths, być jak Moz – Wilde`m XXI wieku. Kontrowersjom nie było dość. W 1987 roku zespól się rozpada. Nadchodzi nowa era. Manchester zmienia nazwę na: Mad–chester.
Narkotyki zaczęły rządzić klubem. Muzyka house zawładnęły Haciendą a wraz z nimi pojawił się rave. Wraz z gwiazdami Manchesteru – Happy Mondays i Stone Roses – publiczność bujała się to tanecznego rocka z akcentami karaibskich klimatów, a momentami z psychodelicznymi odjazdami godnymi Jimiego Hendrixa. I do tego krzyczała „Rave On!”. Kolorowe koszule, zadeptane parkiety i zaćpane oczy.Za kilka lat Haciendę zamknięto. A Manchester powoli umierał. Ostatnim tchnieniem było Oasis.
Pod wpływem Smiths i Stone Roses, powstała brit-popowa formacja założona przez braci Gallagherów. Nostalgia za Beatlesami, spowodowała, że dziś mamy Wonderwall czy Don`t Look Back In Anger. Manchester – zaistniał przez innowację punkową, a skończył balladowymi smutami, pasującymi na ognisko lub pod okno ukochanej.
Paradoks. Miasto to zawsze żyło według własnych, tajemniczych zasad. Bo jak wytłumaczyć fakt, że przez kilkanaście lat, miasto upadłe, śmierdzące fabrykami, stanowiło centrum muzyki gitarowej?
-----



Subway is porno.Who cares?
Station 2:New York Cares


Nie byłem w NYC. Nie wiem która przecznica jest równoległa do której. Nawet nie wiem gdzie najtaniej fajki kupić w tym mieście. Ale dużo o nim słyszałem. Dużo dobrej muzyki. Istnieje jednak podział tych dźwięków (żeby nie było, idzie o muzykę popularną,nic nie będzie o jazzie,bluesie,soulu a nawet hip hopie,chyba, że w fuzji z innym typem muzyki): jedne zaprawione niepokojem stały się kamieniami milowymi współczesnej muzyki. Zaś drugie to dzisiejsza muzyka, w której niepokój przeszedł w beztroską fascynację białych nocy, nowojorskich białych nocy.
Jako, że zbliża się upojny wieczór, którego nazwę zawdzięczamy odtwórcy Rocky`ego, tak więc skupię się na tej tanecznej, jaśniejszej stronie miasta, odstawiając deprymujące początki na kiedy indziej. Albo.. napisze tak. Cała muzyka wszech pojętego alternatywnego rocka oraz punka nie istniałaby gdyby nie formacje z Nowego Jorku:The Velvet Underground, The Stooges and Iggy Pop,New York Dolls, Television,The Ramones, Talking Heads, Sonic Youth, Blondie. To tak w wielkim skrócie historycznym. Na bazie ww. czerpią kapele z całego świata, bo jazzy jest ‘revival garażowy’, zapoczątkowany przez Strokes z… tak NYC. Wkurzają was rozczochrane łby na MTV2, bądź na okładkach angielskich muzycznych czasopism? To wszystko przez nich. Muzyka prosta jak drut, gdzie słychać charakterystyczne, krótkie, chwytliwe, urywane zagrywki gitarowe( wynalezione przez zapomniane zespoły lat 80tych), które połączone z zaakcentowaną perkusją powodują nagłe zgięcia w kolanach, niekontrolowane ruchy ramion i głowy. Tematykę zapoczątkowaną od nowa przez Strokes rozwinęli w NYC przede wszystkim:Interpol (taa ‘te epigony Joy Division’,obecnie najpopularniejsi z Big Apple, urywane dźwięki płynące z basu plus najbardziej melancholijny wokal od 1980 roku daję dawkę zagubienia między paroksyzmem przygnębienia, a ekstazą dzikiego tańca), Yeah Yeah Yeahs (z koreańsko-polsko-amerykańską wokalistką na wokalu – najmocniejsza broń zespołu), Radio 4 (dużo elektroniki, masa porywających zagrywek dzięki czemu: danceability osiąga szczyty Czomolungmy – szczerze to bliżej temu zespołowi do drugiej szufladki, o której za chwilę) oraz Les Savy Fav (niedoceniani, a mający ogromny potencjał, prawdziwie andergrandowi).To jeśli idzie o indie rock.Idziemy dalej.
Dance-punk.WTF?! The Rapture, !!!, LCD Soundsystem. Czym się różnią od wyżej wspomnianych? Mniej tu już gitar, coraz więcej elektroniki. Parkiet zazwyczaj poklejony jest potem, po koncertowych wichurach ww. zespołów. Z dawna słyszanych plotek, dotarło do mnie, że za oceanem dyskoteki pełne są dance-punku: synkretyzmu żywiołowości punku z ruchem house`owym,ale od niedawna i nad Wisłą (nad Wisłokiem ni hu hu) kluby przepełnione są daft-punko-podobnymi substancjami z wokalizami o silnym akcentowaniu sylab podobnym momentami do jodłowania oraz krowimi dzwoneczkami..
Do tego dochodzi trzeci element dyskotekowy. Elektro-pop. Nie wiem dlaczego, często wokal, w zespołach grających tą muzykę, piastują kobiety.Najbardziej sfeminizowany gatunek muzyczny? Może. Le Tigre, Chromatics, Glass Candy. A do tego trzeba dodać jeszcze mało znany Tigercity i chyba najpopularniejszy nowojorski zespół w Polsce – Scissor Sisters.Oba zespoły łączy głos wokalistów – zmanierowany jak u braci Gibbs z Bee Gees. Elektronika w elektro-popie/glam-popie spełnia nadrzędna funkcję; chwytliwe, kiczowate klawisze przebijane kolczykami bitów, i pasiastymi koszulami rozwydrzonych nastolatek. Nie ma lepszych dźwięków pasujących na sylwestra zakrapianego oranżadą.
Zatem jeśli sylwester to tylko w NYC. A jak nie mamy na bilety, to zawsze możemy kupić płytę i pozgrywać mp3. Przyznam się, że moja płyta z ulubionymi kawałkami tego roku w połowie przepełniona będzie Nowym Jorkiem.



Ostatnio zmieniony przez smith dnia Pią 13:08, 14 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pink Floyd Strona Główna -> Any Colour You Like Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Powered by phpBB © 2004 phpBB Group
Galaxian Theme 1.0.2 by Twisted Galaxy