Forum Pink Floyd Strona Główna
 Forum
¤  Forum Pink Floyd Strona Główna
¤  Zobacz posty od ostatniej wizyty
¤  Zobacz swoje posty
¤  Zobacz posty bez odpowiedzi
Pink Floyd
BRAIN DAMAGE - Najlepsze polskie forum o Pink Floyd
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie  RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
Interptetacja Welcome To The Machine (i Wish You Were Here)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pink Floyd Strona Główna -> Chapter 24 Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Interptetacja Welcome To The Machine (i Wish You Were Here)
Autor Wiadomość
Dizney
Grand Vizier


Dołączył: 07 Paź 2005
Posty: 809
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 0:09, 01 Lut 2006    Temat postu:
 
Misiu napisał:


Dizney napisał:

Nie czuli się wcześniej odpowiedzialni za to, co się stało z Sydem - bądź co bądź dorosłym facetem.


O ile się nie mylę, decyzja dla reszty Panów była bardzo trudna


Trudna? Mason przedstawia to tak: "Finał miał natomiast miejsce w lutym. Pewnego dnia wybieraliśmy się na koncert w Southampton. Gdy jechaliśmy po Syda samochodem, ktoś zapytał: "Bierzemy go?", a ktoś inny odpowiedział: "A pieprzyć, co się będziemy przejmować?"(...)Decyzja została podjęta przez nas z zimnym wyrachowaniem. "
Misiu napisał:


Tak mi tylko przez myśl przeszło (od razu mówię, że nie używam tego jako żaden argument), że po ogronym sukcesie Dark Side Of The Moon, Panom smutno się zrobiło, że Syd, dzięki któremu Pink Floyd w ogóle istniało i odniosło pierwsze sukcesy, nie miał udziału w tym największym sukcesie.


Panom nie było smutno. Panowie zrealizowali swoje marzenia o sukcesie i nie wiedzieli co dalej. W tym czasie o mało się nie rozpadli, byli bliscy podjęcia decyzji o zakończeniu działalności. Stracili motywację, nie chciało im się już nagrywać, byli fizycznie ale duchem nieobecni. I na kanwie tego nastroju Roger zaproponował temat albumu - alienacja i nieobecność. Nic o Sydzie.

Misiu napisał:

Piszesz, że jego pojawienie się nie mogło być inspiracją nawet dla powstania Shine On You Crazy Diamond, a wcześniej zacytowałeś Rogera, który właśnie o tym konkretnym utworze powiedział, jakoby miałby on być dla Syda. Coś tu się nie zgadza Wink


On powiedział że NIE jest o Sydzie ("'Shine On' nie jest tak naprawdę o Nim"). Jak pisałem wcześniej wątek Syda pojawił się później, a ani go lekko podjęli (fajnie oddać cześć kumplowi, jeśli fani sobie tego życzą i tak to odczytują - idźmy tym tropem).

Misiu napisał:

Tylko że showbiznes chyba był przyczyną nałogu w jaki wpadł Barett, nie?


To wszyscy muzycy będący w showbiznesie mają schizofrenię jako jej efekt?

Misiu napisał:

A zaprzeczył konkretnie, że nie Syd Barett czy tylko powiedział o tej nieobecności? Tylko pytam, bo nie wiem. Ale jeżeli niczemu na temat Syda dosłownie nie przeczył, to jak mogła być inspirowana owa nieobecność?


Sięgnąłem po wywiad z Watersem z października 1975, gdzie Waters mówi:
"...the album is about none of us really being there, or being there only marginally. About our non-presence in the situation we had clung to through habit, and are still clinging to through habit - being Pink Floyd. (...) I definitely think that at the beginning of 'Wish You Were Here' recording session most of us didn't wish we were there at all, we wished we were something else. I wasn't happy being there because I got the feeling we weren't together, the band wasn't at all together."

Misiu napisał:

Ty również piszesz interpretacje, a mnie tak zastanawia: skąd to wiesz? Wink To chyba również Twoja interpretacja, no nie?


Fakt, ale wydaje mi się, że jest mocno oparta na tekście:
"Wejdź, chłopcze, poczęstuj się cygarem. Daleko zajdziesz, będziesz nieśmiertelny, będą Cię kochać. Szczerze mówię, że mam dla Was ogromny szacunek, zespól jest fantastyczny, a swoją drogą to który z was to ten Pink? Właśnie dostaliśmy wyniki sprzedaży - są powalające, musicie nagrać kolejny album, bo tego chcą od Was fani."

Misiu napisał:

Dizney, cytując Nicka Masona, napisał:

"Wszystkie teksty już były napisane, ale wizyta Syda wydobyła z nich dodatkowe pokłady melancholii".


Czyli jakiś wpływ na nie miała?


Taki sam wpływ miałaby wizyta Kopciuszka Wink

Misiu napisał:

I jeszcze jedna rzecz - dlaczego Roger na Live 8 przed Wish You Were Here powiedział, że owy utwór dedykuje przede wszystkim jemu?

Nie przede wszystkim tylko w szczególności ("dedykujemy wszystkim, których tu nie ma, a w szczególności oczywiście i Sydowi"). Miły gest wpisujący się w legendę.
Jestem zdania, że cała ta sprawa z Sydem i albumem "Wish You Were Here" została "wymyślona" po fakcie, jako dobrze składająca się w całość. Nigdy nie czytałem w żadnym wywiadzie sprzed powstania albumu, że mają coś robić dla Syda. To wyszło później, gdy ludzie zaczęli kojarzyć album z Sydem (tak jak niektórzy słyszą polski język w On The Run Surprised ).

Powrót do góry Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Śro 2:14, 01 Lut 2006    Temat postu:
 
Dizney napisał:

Trudna? Mason przedstawia to tak: "Finał miał natomiast miejsce w lutym. Pewnego dnia wybieraliśmy się na koncert w Southampton. Gdy jechaliśmy po Syda samochodem, ktoś zapytał: "Bierzemy go?", a ktoś inny odpowiedział: "A pieprzyć, co się będziemy przejmować?"(...)Decyzja została podjęta przez nas z zimnym wyrachowaniem. "


W wywiadzie w 'Teraz Rocku' mówił coś zupełnie innego. Twierdził, że decyzja była trudna, ale konieczna. Sam Barett podobno miał już tego dosyć, więc i dobrze się stało.
Dizney napisał:

Panom nie było smutno. Panowie zrealizowali swoje marzenia o sukcesie i nie wiedzieli co dalej. W tym czasie o mało się nie rozpadli, byli bliscy podjęcia decyzji o zakończeniu działalności. Stracili motywację, nie chciało im się już nagrywać, byli fizycznie ale duchem nieobecni. I na kanwie tego nastroju Roger zaproponował temat albumu - alienacja i nieobecność. Nic o Sydzie.


Tu przyznaję rację - faktycznie, również czytałem o tej bliskości rozpadu i straconej motywacji, co było w sumie logiczne i naturalne. Ale mówiłem też, że nie traktuję tego jako żaden argument. Wink Fakt jednak taki, że nawet gdyby zrobiło im się smutno, to nie musieliby się do tego przyznawać, no nie? A zresztą - samo Shine On You Crazy Diamond jest właśnie o nim, więc musiano o nim pomyśleć. No ale fakt ten oznacza faktycznie niewiele.
Dizney napisał:

On powiedział że NIE jest o Sydzie ("'Shine On' nie jest tak naprawdę o Nim"). Jak pisałem wcześniej wątek Syda pojawił się później, a ani go lekko podjęli (fajnie oddać cześć kumplowi, jeśli fani sobie tego życzą i tak to odczytują - idźmy tym tropem).


Nie chce mi się szczerze wierzyć, że Roger dosłownie zaprzeczył. Smile Co do reszty - dopuszczam taką możliwość. Jednak ja osobiście zawsze będę to kojarzył z Sydem, bo według mnie to idealnie pasuje i bardzo mnie wzrusza.
Dizney napisał:

To wszyscy muzycy będący w showbiznesie mają schizofrenię jako jej efekt?

A czy ja tak powiedziałem? Chodziło mi tylko o to, że showbiznes był przyczyną zgorszenia się Syda.
Dizney napisał:

Sięgnąłem po wywiad z Watersem z października 1975, gdzie Waters mówi:
"...the album is about none of us really being there, or being there only marginally. About our non-presence in the situation we had clung to through habit, and are still clinging to through habit - being Pink Floyd. (...) I definitely think that at the beginning of 'Wish You Were Here' recording session most of us didn't wish we were there at all, we wished we were something else. I wasn't happy being there because I got the feeling we weren't together, the band wasn't at all together."


Jeżeli to prawda, to przyznaję rację.
Dizmey napisał:

Taki sam wpływ miałaby wizyta Kopciuszka Wink


Laughing
Dizney napisał:

Jestem zdania, że cała ta sprawa z Sydem i albumem "Wish You Were Here" została "wymyślona" po fakcie, jako dobrze składająca się w całość.


Przyznam, że ta cała dyskusja spowodowała, że dopuszczam taką możliwość.
Dizney napisał:

Nigdy nie czytałem w żadnym wywiadzie sprzed powstania albumu, że mają coś robić dla Syda.


No ja akurat nie odczuwałbym chęci mówienia o tym, że następny album będzie dla Syda Baretta. W sumie Pink Floyd, będąc psychodelicznym fenomenem, chyba wolałby, byśmy się sami tego domyślili. Ewentualnie potem coś wspomniał.
Dizney napisał:

(tak jak niektórzy słyszą polski język w On The Run Surprised ).


Ja nie słyszałem, tylko gdzieś o tym wyczytałem. Wink


Jeżeli na coś trafię bądź coś w tym stylu, to bez wahań ten temat odkopię. Wink

Powrót do góry
Dizney
Grand Vizier


Dołączył: 07 Paź 2005
Posty: 809
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 22:07, 01 Lut 2006    Temat postu:
 
Misiu napisał:

W wywiadzie w 'Teraz Rocku' mówił coś zupełnie innego. Twierdził, że decyzja była trudna, ale konieczna. Sam Barett podobno miał już tego dosyć, więc i dobrze się stało.


No widzisz, raz mówi tak a raz siak. Innymi słowy - coś kręci. Problem z Sydem był taki, że zapadł na chorobę umysłową i nikt tak naprawdę nie wie, jakie były prawdziwe tego przyczyny. Czy stres, czy narkotyki, czy jeszcze coś innego?. To tak jak z każdą poważną chorobą - do końca się nie wie co ją wywołało.

Misiu napisał:

A zresztą - samo Shine On You Crazy Diamond jest właśnie o nim, więc musiano o nim pomyśleć.


Chciałbym w to wierzyć. Pewne elementy tekstu o tym mogą świadczyć. Jednak Waters nie jest jednoznaczny. W cytowanym już przez mnie wywiadzie z października 1975 (zamieszczonego w "Wish You Were Here" songbook) Waters mówi:
"I'm very sad about Syd, I wasn't for years (podkreślenie moje). For years I suppose he was a threat because of all that bollocks written about him and us. Of course he was very important and the band would never have fucking started without him because he was writing all the material. It couldn't have happened without him but on the other hand it couldn't have gone on with him. (...) So I think I was threatened by him. But when he came to the 'Wish You Were Here' sessions - ironic in itself - to see this great, fat, bold, mad person, the first day he came I was in fucking tears...'Shine On's' not really about Syd(podkreślenie moje) - he's just a symbol for all the extremes of absence some people have to indulge in because it's the only way they can cope with how fucking sad it is - modern life, to withdraw completely. And I found that terribly sad...(...) ...Syd was in the band and he did write the material on the first album, 80% of it, but that's all. It is only that one album, and that's what people don't realise. The first album, and one track on the second. That's all; nothing else."
W tym samym wywiadzie, w innym miejscu, na pytanie
"'Shine On' was originally a song concerning Barrett's plight, wasn't it?"
odpowiada: "Yes".
I dalej na pytanie:
"Do other songs also fits in with that?" odpowiada:
"It was very strange. The lyrics were written - and the lyrics are the bit of the song about Syd, the rest of it could be about anything (podkreślenie moje) - I don't know why I started writing those lyrics about Syd (podkreślenie moje)...I think because that phrase of Dave's was an extremely mournful kind of sound and it just...I haven't clue...but it was a long time before the 'Wish You Were Here' recording sessions when Syd's state could be seen as being symbolic of the general state of the group, ie very fragmented. 'Welcome To The Machine' is about 'them and us', and anyone who gets involved in the media process."

Czyli nic nie jest takim jakim się wydaje Question Raz jest o Sydzie, zaraz potem tak naprawdę nie jest o Sydzie Confused

Misiu napisał:

Ja nie słyszałem, tylko gdzieś o tym wyczytałem. Wink


Nie miałem na myśli Ciebie tylko tego, kto to usłyszał i rozpuścił Wink

Powrót do góry Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Czw 2:49, 02 Lut 2006    Temat postu:
 
Dizney napisał:

No widzisz, raz mówi tak a raz siak. Innymi słowy - coś kręci.


Ale jednak powszechnie się tak sądzi. Wink No i, o ile mnie pamięć nie myli, Gilmour też coś takiego wspominał.
Dizney napisał:

Problem z Sydem był taki, że zapadł na chorobę umysłową i nikt tak naprawdę nie wie, jakie były prawdziwe tego przyczyny. Czy stres, czy narkotyki, czy jeszcze coś innego?. To tak jak z każdą poważną chorobą - do końca się nie wie co ją wywołało.


Na pewno przyczyną był, mówiąc bardzo ogólnie, Pink Floyd. Sam Syd podobno dostaje ataków szału, gdy przypomina mu się o Pink Floyd, a także nie życzy sobie, by mówiono do niego jak za tamtych czasów - Syd. Fakt, że to także nie jest pewne na 100%, no ale jednak wszystko na to wskazuje. W sumie to dzięki niemu zespół odniósł pierwsze sukcesy, a zaraz po tym to wszystko się działo, więc popularność mogła być również przyczyną. Ale to ostatnie to juz moja teoria.


Co do tej wypowiedzi Watersa - dziwne to trochę, ale po prostu nie będę mógł uwierzyć, jeżeli Shine On You Crazy Diamond nie miało z nim nic wspólnego. Barett gdzieś zniknął, a tu mamy "Nobody knows where you are" - no niemożliwe po prostu.
Dizney, cytując Watersa, napisał:

(...)and the lyrics are the bit of the song about Syd, the rest of it could be about anything (podkreślenie moje) - I don't know why I started writing those lyrics about Syd


Ja powiem tyle, że według mnie to MOŻE znaczyć, że tekst jest o Sydzie, a reszta może być o czymkolwiek, jednak TAK NAPRAWDĘ głównie chodzi o Syda. Mam tutaj na myśli tę uniwersalność przekazów Pink Floyd - sam widzisz, ile mamy interpretacji. I każda na swój sposób jest dobra. Dlatego może to być o czymkolwiek, ale głównie tyczy się to Baretta. I do tego dalej Roger dodaje, że sam nie wie, czemu zaczął pisać tekstY (a nie tekst) o Sydzie. Matko, mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi, bo to mi się może wydawać ważne. Wink


Jasna cholera, dziś przeanalizowałem sobie wszystkie teksty z Wish You Were Here - to się WSZYSTKO, dosłownie wszystko, zgadza, jeżeli odniesie się to do Baretta. A kawałek tytułowy szczególnie: "Did they get you to trade?" - taka skrucha, co się tak naprawdę z Tobą stało, czy Cię sprzedali, czy jeszcze diabli wiedzą. A sam początek o tym odróżnianiu - coś w stylu: "Myślałeś sobie, że będziesz taki wielki, że odróżnisz Nieba od Piekła itd." - coś jak zjedzenie jabłka z zakazanego drzewa. Tyle, że tym jabłkiem miałby być narkotyk.
No i dalej nie rozumiem jak np. Have A Cigar zależy od Welcome To The Machine. Zastanawiam się, bo Pink Floyd tworzył na całych albumach jedną zazwyczaj historię. A tutaj? Coś chyba przesadzona ta psychodelia. Wink

Dizney napisał:

Nie miałem na myśli Ciebie tylko tego, kto to usłyszał i rozpuścił Wink


A tak to rozumiem. Wink

Powrót do góry
Dizney
Grand Vizier


Dołączył: 07 Paź 2005
Posty: 809
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 1:00, 03 Lut 2006    Temat postu:
 
Misiu napisał:


Na pewno przyczyną był, mówiąc bardzo ogólnie, Pink Floyd.


No sorry, ale to się kupy nie trzyma. W takim razie każdy z PF powinien być schizofrenikiem.

Misiu napisał:

ale po prostu nie będę mógł uwierzyć, jeżeli Shine On You Crazy Diamond nie miało z nim nic wspólnego.


Coś to na pewno miało. Pytanie tylko ile.

Misiu napisał:

Barett gdzieś zniknął, a tu mamy "Nobody knows where you are"


Nigdzie nie zniknął. Po wyrzuceniu go z PF zamieszkał w mieszkaniu Storma Thorgersona na Eagerton Court. Potem przeniósł się do kumpla floydów Duggie Fieldsa na Earl's Court, który próbował nakłonic go do powrotu do malarstwa. W 1969 postanowił nagrać album "Madcap Laughs". W produkcji albumu pomagali zarówno Gilmour (który nadal był blisko Barretta) jak i Waters. W 1970 nagrał drugą płytę "Barrett", na której z kolei producentamui byli Gilmour i Wright (Waters miał dość po pierwszej płycie). Nie dając sobie rady ze stadami gości (w tym głównie dziewczyn, z których w pewnym momencie mieszkało u niego z pięć), uciekł do swojej matki do Cambridge w 1971. W 1972 dostał propozycję współpracy z lokalnym triem Stars. Udało im się (poza występami w barach) dać tylko jeden koncert, który przez stan Syda był katastrofą. Chciał zamieszkać u swojej dziewczyny z dzieciństwa, Libby Gordon, ale po kilku dniach go wyrzuciła (sekatorem wykosił jej wszystkie kwiatki w ogródku). Przez kolejne dwa lata Syd mieszkał na zmianę w Cambridge i w hotelu Park Lane Hilton w Londynie. Dzięi dużemu napływowi gotówki (tantiemy za "See Emily Play" w wykonaniu Davida Bowie i tantiemy z "A Nice Pair") i znużeniu Cambridge przeniósł się na stałe do Londynu - tym razem do hotelu w Chelsea Cloisters. Tam widywano go często w pobliskim barze sączącego samotnie w rogu Guinessa. Strasznie przytył. W tym czasie (1974), EMI postanowiła na fali "legendy" Barretta wypuścić przepakowane jego dwie pierwsze płyty jako jedno wydawnictwo. Thorgerson miał zrobić mu zdjęcia, ale Syd go do siebie nie wpuścił (fuck off!). Peter Jenner chciał też w 1974 wyprodukować nowy album solowy Syda - Syd nawet pojawił sie w studio, ale z gitarą be z strun!. Mimo usiłowań producenta z nagrań nic nie wyszło. Pojawiał się potem tylko w biurze menedżera Bryana Morrisona, aby pobrać tantiemy. Dopiero pod koniec lat 70-tych już jako Roger a nie Syd powrócił do Cambridge.
Nie było więc tak, że Barret gdzieś się rozpłynął po zakończeniu współpracy z PF.

Misiu napisał:


I do tego dalej Roger dodaje, że sam nie wie, czemu zaczął pisać tekstY (a nie tekst) o Sydzie.


W angielskim nie ma po prostu liczby pojedynczej od tego słowa - jest lyrics, bo lyric oznacza lirykę (utwór liryczny) a nie tesksty w naszym rozumieniu. Wink

Misiu napisał:

Jasna cholera, dziś przeanalizowałem sobie wszystkie teksty z Wish You Were Here - to się WSZYSTKO, dosłownie wszystko, zgadza, jeżeli odniesie się to do Baretta. A kawałek tytułowy szczególnie: "Did they get you to trade?" - taka skrucha, co się tak naprawdę z Tobą stało, czy Cię sprzedali, czy jeszcze diabli wiedzą. A sam początek o tym odróżnianiu - coś w stylu: "Myślałeś sobie, że będziesz taki wielki, że odróżnisz Nieba od Piekła itd." - coś jak zjedzenie jabłka z zakazanego drzewa. Tyle, że tym jabłkiem miałby być narkotyk.


No to oddajmy głos Watersowi, który to zupełnie inaczej tłumaczy, co napisał w 'Wish You Were Here' (cytuję za książką "Bricks In The Wall" Karla Dallasa, strona 112):
"In a way it's a schizophrenic song. It's directed at my other half, if you like, the battling elements within myself. There's the bit that's concerned with other people, the bit that one applauds in oneself, then there's the grasping, avaricious, selfish little kid who wants to get his hands on the sweets and have them all. The song slips in and out of both personae so the bit that always wants to win is feeling upset and plaintively saying to the other side, wish you were here."

Misiu napisał:


No i dalej nie rozumiem jak np. Have A Cigar zależy od Welcome To The Machine.


Zarówo WTTM jak i HAC to opis wciągnięcia młodego człowieka w wir maszyny showbiznesu, w dwóch ujęciach - bardziej ogólnym (WTTM) i bardziej szczegółowym (HAC).

Misiu napisał:

Coś chyba przesadzona ta psychodelia. Wink


Moim zdaniem o psychedelii w muzyce PF mozna mówić odnośnie ich pierwszego albumu, może cżęści drugiego. Termin ten jest mocno nadużywany w stosunku do dalszej twórczości PF.

Powrót do góry Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Pią 3:18, 03 Lut 2006    Temat postu:
 
Dizney napisał:

No sorry, ale to się kupy nie trzyma. W takim razie każdy z PF powinien być schizofrenikiem.


Dlaczego? Pisząc "Pink Floyd" nie miałem dosłownie na myśli Watersa, Wrighta i Masona, lecz wszystkie wydarzenia, które działy się wokół zespołu.
Dizney napisał:

Coś to na pewno miało. Pytanie tylko ile.


No moim zdaniem dużo, przynajmniej powinno.


Co do historii Baretta - no fakt, nie jestem jeszcze obeznany w Pink Floyd tak, jak Ty (nawet nie słyszałem wszystkich płyt). Choć pisząc to, że "zniknął", przeszło mi przez myśl zniknięcie ze sceny muzycznej. I "Nobody knows where you are" mogłoby mówić o tym, że nikt nie wie gdzie jest ten Barett taki, jak kilka lat wcześniej. Ale to takie moje domysły. Wink Cieszę się natomiast, że wciąż ktoś przy nim był w tym czasie, szczególnie ktoś z zespołu, bo chyba nie poczuł się przez nich odtrącony - "dziękujemy, do widzenia" i po wszystkim. A to, że Panowie byli z nim w miarę blisko, jeszcze bardziej, jak dla mnie, świadczy o tym, że deyzja o wyrzuceniu go z zespołu była trudna.
Dizney napisał:

W angielskim nie ma po prostu liczby pojedynczej od tego słowa - jest lyrics, bo lyric oznacza lirykę (utwór liryczny) a nie tesksty w naszym rozumieniu. Wink


Naprawdę? Nie wiedziałem o tym. Smile Czyli 'tekst' po angielsku to 'lyrics'?
Dizney napisał:

Moim zdaniem o psychedelii w muzyce PF mozna mówić odnośnie ich pierwszego albumu, może cżęści drugiego. Termin ten jest mocno nadużywany w stosunku do dalszej twórczości PF.


Moim zdaniem nie. Smile Nie wiem czy poczekać na rozwinięcie tego wątku... Wink



A co do Welcome To The Machine, Have A Cigar i Wish You Were Here - powiem tylko tyle, że jeżeli faktycznie Syd Barret nie był inspiracją do powstania tych utworów absolutnie żadną, to w takim razie to jest cholerny zbieg okoliczności. Sam chyba przyznasz, prawda? Wink W sumie ciekawe, że skoro Waters zaprzeczał, ażeby cały album miał być o nim, to, można by rzec, "uparcie" jakby zaprzeczano Watersowi i mówiono swoje - "Syd Barret, Syd Barret". I to, że ludzie tak zaczęli mówić, jeszcze bardziej świadczy o tym, że to albo musiał być wielki zbieg okoliczności, albo mają faktycznie rację, albo jeszcze coś innego (ukrywanie prawdy przez resztę zespołu. Razz Żartuję Wink ).

Powrót do góry
Dizney
Grand Vizier


Dołączył: 07 Paź 2005
Posty: 809
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 21:28, 03 Lut 2006    Temat postu:
 
Misiu napisał:


Dlaczego? Pisząc "Pink Floyd" nie miałem dosłownie na myśli Watersa, Wrighta i Masona, lecz wszystkie wydarzenia, które działy się wokół zespołu.


Ale te wydarzenia oddziaływały na wszystkich, nie tylko na Syda.

Misiu napisał:

Choć pisząc to, że "zniknął", przeszło mi przez myśl zniknięcie ze sceny muzycznej. I "Nobody knows where you are" mogłoby mówić o tym, że nikt nie wie gdzie jest ten Barett taki, jak kilka lat wcześniej.


No widzisz? W tym jest właśnie siła tekstów Watersa, że można je różnie interpretować. A Waters tylko mówi w wywiadach co On miał na myśli pisząc je. Ale kto wie, może swoją interpretację też zmienia stosownie do nastroju Wink

Misiu napisał:

Czyli 'tekst' po angielsku to 'lyrics'?


Bingo! Smile

Misiu napisał:


Dizney napisał:

Moim zdaniem o psychedelii w muzyce PF mozna mówić odnośnie ich pierwszego albumu, może cżęści drugiego. Termin ten jest mocno nadużywany w stosunku do dalszej twórczości PF.


Moim zdaniem nie. Smile Nie wiem czy poczekać na rozwinięcie tego wątku... Wink


Więc najpierw musimy zdefiniować, co to jest psychEdelia.

Misiu napisał:

A co do Welcome To The Machine, Have A Cigar i Wish You Were Here - powiem tylko tyle, że jeżeli faktycznie Syd Barret nie był inspiracją do powstania tych utworów absolutnie żadną, to w takim razie to jest cholerny zbieg okoliczności. Sam chyba przyznasz, prawda? Wink


A wierzysz w to, że Dark Side został napisany jako podkład do The Wizard Of Oz?. Są tacy co się zarzekają, że muzyka pasuje jak ulał do obrazu Laughing

Powrót do góry Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Sob 4:48, 04 Lut 2006    Temat postu:
 
Dizney napisał:

Ale te wydarzenia oddziaływały na wszystkich, nie tylko na Syda.


Ale Syd był na nie najbardziej wrażliwy.
Dizney napisał:

No widzisz? W tym jest właśnie siła tekstów Watersa, że można je różnie interpretować. A Waters tylko mówi w wywiadach co On miał na myśli pisząc je. Ale kto wie, może swoją interpretację też zmienia stosownie do nastroju Wink


Kto wie, kto wie... Wink W sumie tak pomyślałem, że może nawet lepiej byłoby, by w wywiadach nie mówiono zbyt wiele na temat faktu, o czym dany album jest. Taka zagadka, szczególnie odpowiadająca albumom Pink Floyd. Smile Choć z drugiej strony - takim ciekaw niekiedy. Wink
Dizney napisał:

Bingo! Smile


Fakt, dziś po południu przeglądałem książeczkę do A Change Of Seasons od Dream Theater - i fragment opisu kawałka tytułowego:

1. A Change Of Seasons (23:06)

Music by Dream Theater, Lyrics by Mike Portnoy
Dizney napisał:

Więc najpierw musimy zdefiniować, co to jest psychEdelia.


To co to takiego? Razz Masz na myśli Alan's Psychedelic Breakfast?
Dizney napisał:

A wierzysz w to, że Dark Side został napisany jako podkład do The Wizard Of Oz?. Są tacy co się zarzekają, że muzyka pasuje jak ulał do obrazu Laughing


Muzyka se może. Wink Mnie chodzi o teksty przede wszstkim. Muzyka już jako dopełnienie, głównie, klimatu.

Powrót do góry
Emade
Grand Vizier


Dołączył: 03 Wrz 2005
Posty: 755
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ten wniosek?

PostWysłany: Sob 15:56, 04 Lut 2006    Temat postu:
 
Cytat:

To co to takiego? Masz na myśli Alan's Psychedelic Breakfast?



To samo, co PSYCHODELIA.
Tylko my mamy psychOdeliczne, a Anglicy mają psychEdelic Razz.
I tylko dwa pierwsze albumy Floydów są psychodeliczne, bo tylko na nich odciśnięte jest piętno Syda Barretta.

Powrót do góry Zobacz profil autora
inrobert
Worm


Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:18, 05 Lut 2006    Temat postu: Moje tezy
 
Według mnie wydląda to mniej więcej tak:
1. Ogólny temat albumu "Wish You Were Here": "nieobecność" jako pojęcie o szerokim zakresie znaczeń (temat związany z sytuacją człowieka w maszynie showbiznesu).
2. Przyczyna podjęcia takiego tematu: osobowość Rogera Watersa (autora wszystkich tekstów z tego albumu) oraz niemożność odnalezienia się po przerastającym oczekiwania sukcesie "The Dark Side Of The Moon" i obawa przed tym, że nie uda się stworzyć czegoś równie dobrego.
3. Pod tak ogólny temat można było podstawić wielu muzyków po przejściach, np. Syda Barretta (według słów Rogera nie był on bezpośrednią inspiracją dla tekstów, ale jest dla mnie oczywistym, że tworząc te utwory członkowie zespołu myśleli o nim, gdyż idealnie pasował do tematu albumu i myślę, że Syd był swego rodzaju ucieleśnieniem tegoż tematu - mając w myślach taką osobę łatwiej przychodzą do głowy odpowiednie do muzyki słowa) albo Rogera Watersa (jego sytuacja ewoluowała w kierunku szaleństwa czego szczytem jest "The Wall" mówiący o odczuciach Rogera, ale wg wypowiedzi członków zespołu jest tam obecny także Syd jako symbol - myślę, że Roger widział podobieństwa między sobą a Sydem, więc piszęc o sobie w "The Wall", myślał też o nim, a pisząc o "nieobecności" w "Wish You Were Here" w jego myślach był Syd, ale nie jako bezpośrednia inspiracja, lecz jakby pomoc w odpowiednim ukierunkowaniu myśli).
4. Kiedy pozbywali się Syda, wyrzucali z zespołu wielki ciężar uniemożliwiający im pracę. Refleksja o znaczeniu Syda w początkach zespołu oraz jego pośrednim wpływie na brzmienie późniejszej muzyki i pewnych reminiscencjach w tekstach nie przesłania przekonania reszty zespołu o słuszności odsunięcia Syda.
5. Muzyka psychodeliczna w Pink Floyd to dla mnie lata 1965 - 1967. Ale to nie była jakaś wielka psychodelia.
6. "The Dark Side Of The Moon" jako ścieżka dźwiękowa do filmu to wymysł zwolenników teorii spiskowych i maniaków wyszukiwania dziwnych powiązań, gdzie tylko się da.

Tezy opracowane npdst. przeróżnych źródeł o Pink Floyd (w tym wielkich zasobów internetu trawionych przeze mnie dzień i noc Smile) oraz własnych przemyśleń.

Powrót do góry Zobacz profil autora
Dizney
Grand Vizier


Dołączył: 07 Paź 2005
Posty: 809
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 21:15, 05 Lut 2006    Temat postu: Re: Moje tezy
 
inrobert napisał:

Według mnie wydląda to mniej więcej tak


Zgadzam się Very Happy

inrobert napisał:

Obejrzałem oryginalny koncert "The Wall" - myślałem, że jest lepszy...


Lepszy od czego? Rozumiem, że obejrzałeś jeden z "bootlegów" marnej jakości z nagraniem z koncertu ("Divided We Fall"?).
Oglądałem na żywo koncert PF w 1994 w Earls Court w Londynie, potem obejrzałem go profesjonalnie nagranego na VHS "PULSE". Nagranie nie umywa się do rzeczywistości - brak przestrzeni obrazu i przestrzeni dźwięku oraz przede wszystkim - brak atmosfery.

Powrót do góry Zobacz profil autora
inrobert
Worm


Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:49, 05 Lut 2006    Temat postu: Re: Moje tezy
 
Dizney napisał:

Zgadzam się Very Happy


Miło mi Smile
Dizney napisał:

Lepszy od czego?


Lepszy niż to co obejrzałem Smile Myślę, że nawet słaba jakościowo wersja może powalić. Naczytałem się wcześniej o tym koncercie i myślałem, że zobaczę coś super magicznego. Parę rzeczy mi się tam nie podobało: za mało emocji na Watersowej gębie (choć w głosie jak zwykle wiele ich), zero emocji na gębie Gilmoura (poza solówką z Comfortably Numb), niewielkie wykorzystanie "kreatur" Geralda Scarfe'a, przez cały niemal koncert oświetlenie w stylu "kto śpiewa, w tego latarką po oczach", Waters w stroju lekarza (wywołuje odczucie tandety w "Comfortably Numb"). Po przemyśleniu dochodzę do wniosku, że może nawet bez tych wad lepszym pomysłem jest raczej słuchanie "The Wall" na dobrych słuchawkach z zamkniętymi oczami. Choć oczywiście obejrzenie koncertu na żywo zapewne byłoby dużym przeżyciem. No i gdyby koncert "The Wall" z Earls Court został oficjalnie wydany na DVD, to niechybnie wypożyczyłbym go i obejrzał (w związku z tym zmieniłem podpis Smile).
Dizney napisał:

Rozumiem, że obejrzałeś jeden z "bootlegów" marnej jakości z nagraniem z koncertu


Zgadza się
Dizney napisał:

("Divided We Fall"?)


Nie. To podobno nawet jakieś "zremasterowane" jest, więc to co ja widziałem jest pewnie znacznie gorsze (koncert z Nassau). A Ty jaką wersję widziałeś?
Dizney napisał:

Oglądałem na żywo koncert PF w 1994 w Earls Court w Londynie, potem obejrzałem go profesjonalnie nagranego na VHS "PULSE". Nagranie nie umywa się do rzeczywistości - brak przestrzeni obrazu i przestrzeni dźwięku oraz przede wszystkim - brak atmosfery.


Atmosfera jest nie do odtworzenia. A jakie wrażenia z samego koncertu? Ja słyszałem kilka utworów z tego koncertu z płyty "Pulse" i odnoszę wrażenie, że zostały zagrane i zaśpiewane jakoś tak beznamiętnie. Wersje studyjne zdecydowanie bardziej do mnie przemawiają.
Nie jestem jednak jakimś totalnym przeciwnikiem nagrań na żywo. "Live at Pompeii" bardzo mi się podoba...

Powrót do góry Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Pon 3:15, 06 Lut 2006    Temat postu:
 
Emade napisał:

I tylko dwa pierwsze albumy Floydów są psychodeliczne, bo tylko na nich odciśnięte jest piętno Syda Barretta.


Dark Side Of The Moon nie jest psychodeliczne? Dla mnie coś jest psychodeliczne, jeżeli trzeba się zastanowić o co chodzi, jeżeli jest to wręcz wymuszane, a odpowiedzi jednej konkretnej tak naprawdę chyba nie ma.
I tak dla chęci pogłębienia wiedzy: jest jakaś różnica między graniem psychodelicznym a graniem rocka psychodelicznego? Pytam, bo np. Ummagumma to raczej rock nie jest, tylko psychodelia. Okres z Barettem to generalnie chyba więcej psychodelii niż rocka. Natomiast odpalając Animals na komputerze, przy "gatunek" mam napisane: "Psychedelic rock".

Powrót do góry
inrobert
Worm


Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 4:22, 06 Lut 2006    Temat postu:
 
Misiu napisał:

Dla mnie coś jest psychodeliczne, jeżeli trzeba się zastanowić o co chodzi, jeżeli jest to wręcz wymuszane, a odpowiedzi jednej konkretnej tak naprawdę chyba nie ma.


O cholercia, to całe życie byłoby w takim razie psychodeliczne. Smile

Słownik języka polskiego PWN: psychodeliczny
1. o stanie umysłu, samopoczuciu: odznaczający się głębokim spokojem, wzmożoną wrażliwością na przyjemne bodźce, skłonnością do zachwytów estetycznych; nacechowany takim nastrojem;
Psychodeliczny wiersz.
2. o pewnych narkotykach: wywołujący taki stan;
Środki psychodeliczne.

Jeśliby uwzględniać tylko pierwsze znaczenie to psychodeliczna mogłaby być każda muzyka. Trzeba wziąć pod uwagę drugie znaczenie i fakt, że określenie muzyka psychodeliczna było użyte po raz pierwszy dla muzyki tworzonej pod wpływem środków odurzających.
A czy wczesny Pink Floyd to rock? Ja uważam, że rock jest tak pojemnym pojęciem, że spokojnie można tak powiedzieć. Nie sądzę by było sensowne rozumieć psychodelię jako odrębny gatunek. A to, że ktoś określił "Animals" jako "Psychedelic rock" to kompletna lipa jak dla mnie (masz pewnie taką informację z bazy CDDB, a tam każdy może umieścić opis albumu).



Ostatnio zmieniony przez inrobert dnia Pon 17:27, 06 Lut 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Pon 15:17, 06 Lut 2006    Temat postu:
 
inrobert napisał:

O cholercia, to całe życie byłoby w takim razie psychodeliczne. Smile


Ale my nie zawsze zmuszamy kogoś do zastanowienia, chodzi mi o CELOWE wymuszenie. W Pink Floyd właśnie jest ono celowe, a np. w takim Led Zeppelin chodzi przede wszystkim o dobrą muzykę. Tam nie ma psychodelii. Ja nie mam na myśli wyszukiwania czegoś na siłę, ale i wyszukiwanie tego w Dark Side Of The Moon wcale takim nie jest. Przecież ludzie od dawna zastanawiają się, o co w tym albumie chodzi. On celowo zmusza do przemyślenia, zanalizowania, zastanowienia się. To w dużej mierze nie są przypadkowe dźwięki. Najlepszy chyba przykład psychodelii juz po Sydzie, to właśnie Welcome To The Machine. Tam z premedytacją są umieszczone jakieś dźwięki, nic nie jest przypadkowe. Typowy psychodelik, jak dla mnie. Po co na końcu miałyby być odgłosy ludzi? Dla efektu? A zresztą - nasze życie może być całe psychodeliczne, bo ciągle musimy używać psychiki itd.


Ale jednak widać, że samo słowo "psychodeliczny" można różnie interpretować. Według przytoczonego przez Ciebie przykładu chodzi o samą ludzką psychikę, jakby opowieść O NIEJ. Ja myślę jednak, że coś jest psychodeliczne, jeżeli oddziałuje na naszą psychikę, umysł, zmusza do wytężenia. Także PWN nie jest wyrocznią w tej sprawie, moim zdaniem.

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pink Floyd Strona Główna -> Chapter 24 Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Powered by phpBB © 2004 phpBB Group
Galaxian Theme 1.0.2 by Twisted Galaxy