Forum Pink Floyd Strona Główna
 Forum
¤  Forum Pink Floyd Strona Główna
¤  Zobacz posty od ostatniej wizyty
¤  Zobacz swoje posty
¤  Zobacz posty bez odpowiedzi
Pink Floyd
BRAIN DAMAGE - Najlepsze polskie forum o Pink Floyd
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie  RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
OKRES BEZ WATERSA
Idź do strony 1, 2, 3 ... 17, 18, 19  Następny

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pink Floyd Strona Główna -> The Lunatic Is On The Grass Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
OKRES BEZ WATERSA

Okres bez Rogera...
...to mój ulubiony okres twórczości
12%
 12%  [ 8 ]
...to jeden z moich ulubionych okresów twórczości
19%
 19%  [ 12 ]
...po prostu lubię
37%
 37%  [ 23 ]
...jest mi obojętny
4%
 4%  [ 3 ]
...jeden z moich najmniej ulubionych okresów
19%
 19%  [ 12 ]
...rozdział w historii PF, którego w ogóle nie trawię
6%
 6%  [ 4 ]
Wszystkich Głosów : 62

Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Śro 19:09, 08 Mar 2006    Temat postu: OKRES BEZ WATERSA
 
Ok, czas, by i taki temat zaistniał na forum...

Wiele osób krytykuje ten okres, bo brak tam watersowskiej iskry, brak tam ognia i pasji, z czym ja się osobiście nie zgadzam.

Płyty były co najmniej dobre, AMLOR jest jednak dobrą płytą, choć są tam stare patenty, TDB jest trochę lepsze, choć również korzysta się z dorobku "starego" Pink Floyd.

Zgadzam się, że okres ten był mało odkrywczy, ale moim zdaniem także owocny, choć trzeba przyznać, że takie AMLOR to jednak jedna ze słabszych płyt Pink Floyd.

The Division Bell jest, jak już wspomniałem, moim zdaniem, lepsze, jest tam bardziej przemyślany koncept, wiecej tam perełek i przebłysków geniuszu.

Jeśli chodzi o wartość tekstową, to albumy te są, jak to zwykle w przypadku płyt Pink Floyd, intelektualnie wartościowymi rzeczami, teksty są wcale nie gorsze niż w epoce Wtersa.

A jaki jest Wasz stosunek do epoki bez Rogera? Czy są fanatycy którzy odrzucają ten okres tylko ze względu na brak jednej postaci (choć mimo wszystko kluczowej)? Czy są tacy, którzy po prostu odrzucają muzyczną część "tamtego" Pink Floyd?

I co sądzicie o używaniu nazwy Pink Floyd w tamtym czasie? Czy było to właściwe?

Powrót do góry
CathAvalanche
Lunatic


Dołączył: 28 Gru 2005
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Radomsko

PostWysłany: Śro 19:16, 08 Mar 2006    Temat postu:
 
Lubie ten okres, nawet powiedziałabym ze bardzo lubię.
Dlaczego??
A momentary lapse of reason i The Division Bell - genialne płyty... W pewnym sensie do siebie podobne. Z tego okresu pochodzi między innymi On the turning away - jedna z moich ulubionych piosenek PF.

Powrót do góry Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Śro 19:17, 08 Mar 2006    Temat postu:
 
Cytat:

A momentary lapse of reason i The Division Bell - genialne płyty...


No genialne może nie, ale na pewno co najmniej dobre Smile MOIM ZDANIEM Smile

Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Śro 19:19, 08 Mar 2006    Temat postu:
 
Bardziej szczegółowo się jeszcze wypowiem, natomiast teraz chcę odpowiedzieć na post MtK z innego tematu.
MtK napisał:

Dlatago uwazam ze jest pozerem bo jego zachowanie w stosunku do powrotu do poprzedniego skladu PF jest poprostu dobijające ;/ Nick i Rick nigdy niewykluczali powrotu Rogera ale to Dave odrazu wszystko dementowal.


Richard i Nick byli bardziej neutralni, to jest przyczyna. Prawda, że Rick również zachował się nie w porządku, ale wszyscy byli źli na niego, dodając, że szybko im przeszło, Rogerowi nie. Nie zapominajmy o tym, że wcześniej było właśnie na odwrót - Roger za cholerę nie chciał dać się przekonać. Dave pewnie chce się jakby "zemścić", ale nie dosłownie. Jak dla mnie, nawet jeśli jest jakieś pozerstwo, to tylko w stosunku do Rogera, więc o nim to świadczy nijak. O Watersie tak samo. Powtórzę się - oni się nie lubią, co jest NATURALNE, pokłócili się po prostu (a i tak na Live 8 wystąpili) i nie potrafią sobie wybaczyć. I nie dziwię się, że przyczyna, że "należy to zrobić dla fanów" do nich nie przemawia, bo gdyby wszystko trzeba było robić dla fanów, no to.... Ja wciąż wierzę, że oni się pogodzą. Ba! Ja wierzę, że oni nagrają jeszcze co najmniej jedną płytę, w czwórkę. Newsy z Onetu nie świadczą o niczym, wiadomo chyba czemu. Możecie mnie wziąć za naiwnego, ale ja naprawdę w to wierzę. To wyjątkowa sytuacja, w której jestem optymistą.

Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Śro 19:24, 08 Mar 2006    Temat postu:
 
Poza tym: czemu właśnie Rick i Nick chcą powrotu do starego składu PF? Bo oni bez Watersa nie istnieją, nie mają racji bytu, występując na rynku muzycznym samodzielnie, zaś Gilmourowi Waters łaski nie robi, bo Dave potrafi grać sam i wydawać solowe płyty bez udziału reszty grupy.

Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Śro 19:26, 08 Mar 2006    Temat postu:
 
Niby Rick i Nick nagrali solowe płyty.... Ale fakt, nie są one tak popularne. Poza tym - ja myślę, że gitarzysta ma łatwiej osiągnąć sukces solowo aniżeli np. perkusista... Poza tym, Wright i Mason nie byli tak doświadczeni kompozytorsko jak Gilmour, a co dopiero Waters...

Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Śro 19:31, 08 Mar 2006    Temat postu:
 
Racja, płyty Masona i Wrighta odeszły w niebyt, za to każdy, kto się jakoś interesuje muzyką, kojarzy chociaż RADIO KAOS.

Powrót do góry
Kasia
Fearless


Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 4458
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kluczbork

PostWysłany: Śro 23:13, 08 Mar 2006    Temat postu:
 
Jak dla mnie okres bez Watersa jest najsłabszym okresem jeśli chodzi o Pink Floyd. Brak w nim pasji i magi jaka była na płytach które nagrywali z składnie z Watersem. AMLOR to moim zdaniem (jak już kiedyś pisałam) najgorsza płyta w dorobku Floydów totalnie do mnie nie przemówiła. Z TDB było już lepiej znacznie lepiej. TDB to dobra płyta jednak czegoś jej brakuje na dodatek jest bardzo komercyjna aż za bardzo. Są na niej perełki takie jak Wearing The Inside Out czy High Hopes które są piosenkami (nawet się odważę napisać) pięknymi. Co mnie jeszcze boli jeśli chodzi o TDB to to, że teksty były pisane z pomocą tak zwanych osób trzecich a nie jak za strych czasów przez kogoś z zespołu. Chociaż tekst są dobre to jednak widać że pisząc je Gilmour, Moore czy Samson inspirowali się (poniekąd) tekstami które napisał niegdyś Waters. I moim zdaniem wyraźnie to widać w utworze A Great Day For Freedom. Ale to tylko moje odczucia być może błędne.
A jeśli chodzi o pogodzenie się panów to ja wjerzę w to tak samo jak Misiu. Waters bardzo chce zagrać z kolegami z dawnych lat i można powiedzieć "żałuje za grzechy przeszłosci" jednak Gilmour ma do tego całkiem inne podejście. Ale trzeba też wziąść pod uwagę że nanowie mają już skończone 60 lat i chyba troche dorośli do pewnych spraw więc niczego nie można wykluczyć. Mason kiedy był w Polsce powiedział że nie wyklucza się tego że Floydzi stworzą coś nowego razem jak za starych dobrych lat jednak nie wiadomo ile trzeba na to czekać jak powiedział może rok a może pięć lat jednak zawsze trzeba mieć nadzieję którą ja mam bo przecież ile można się obrażać Razz.
Prawdą jest też że panowie Gilmour i Waters nie mają problemów ze sprzedażą solowych płyta czego nie można powiedzieć a Ricku i Nicku których płyty poszły w zapomnienie.
A onetem nie warto się przejmować bo to co oni tam wypisują to same bzdury o czym powszechnie wiadmo.
W temacie "On An Island" pojawiła się też wzmianka o występie Floydów na Live 8 i nikt mi nie wmówi że to było dla fanów bo widać było radość na twarzach hmm może twarzy Watersa Razz Gilmour nie był bardzo zachwycony chociaż starał się to ukryć nom i ten szyderczy uśmiech kiedy Waters śpiewał Wish You Were Here ale nie o to chodzi. Chodzi o to że jeśli oni raz się zeszli to nie można nic wykluczać Smile A Live 8 mimo niedociągnięć było piękne Smile I nikt nie ocniał ich występu pod względem "oo Waters ledo ciągnie w Wish... " itp tylko wszyscy (nom większość) mówili "Boże jak pięknie że oni się zeszli it's a mercile" Wink
Ale zboczyłam troche z tematu okres bez Watersa nie był tym samym mi bardzo prakowało tego dramatyzmu i wspaniałego głosu Watersa moim zdaniem on jest istnym geniuszem muzycznym. Jednak nie można sprawiedliwe ocenić który jest leprzy. Dla jednych (tak jak dla mnie) tym prawdziwym artystą jest Waters a dla innych Gilmour i tak będzie zawsze trza się z tym pogodzić Wink

Powrót do góry Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Czw 2:02, 09 Mar 2006    Temat postu:
 
Dobra, to napiszę co o tym wszystkim myślę, ale najpierw parę słów odnośnie postu szyszunii007 i coś dodatkowego.

Moim zdaniem wiek nie gra tu zbytniej roli, jeśli mamy na myśli płytę studyjną. Chyba nikt mi nie powie, że oni nie potrafią już grać, bo są za starzy.... A studio to studio, chyba wiadomo o co mi chodzi. Jak z koncertami, to nie wiem, bo jednak na Live 8 po Davidzie widać, że trochę się już męczył, szczególnie przy Breathe i Money.
Co do samego występu na Live 8 - uśmiech Gilmoura nie był szyderczy, wręcz sympatyczny. Smile Jednak zastanawia mnie to, że np. przed Wish You Were Here, gdy Waters ma swoje przemówienie, to Gilmour wydaje się być tym w ogóle nie zainteresowany (a np. Mason widać, że siedzi i słucha dość wyraźnie - co do Wrighta, to nie wiem, bo go prawie w ogóle nie pokazują Confused ). Po Wish You Were Here, Roger patrzy się na Gilmoura, a ten zupełnie w drugą stronę. Przy zejściu ze sceny, Dave jest najbliżej wyjścia, a mimo to wychodzi ostatni zagadując coś tam do Masona, a Roger wychodzi pierwszy. Możliwe, że nadinterpretuję, bo często mi się to zdarza, ale co najmniej mnie to zastanawia... Dopuszczam jeszcze możliwość, że np. David myśli sobie coś w stylu: "Najpierw nas wszystkich poobrażał i podał do sądu, a teraz myśli sobie, że wróci i wszyscy go mają za bohatera". Może poczuć, że to nie fair w stosunku do niego. Właśnie Gilmour, bo to on miał przede wszystkim na pieńku z Rogerem. Ale, jak pisałem gdzieś w innym temacie - to tylko domysły i moje hipotezy, rzeczy, które naszły mi na głowę, że są prawdopodobne.


Okay, teraz co do samego okresu post-watersowego. Według mnie już na wstępie trzeba powiedzieć, że ani A Momentary Lapse Of Reason, ani The Division Bell nie można nazwać genialnymi. Co prawda ten pierwszy album znam przede wszystkim z wersji koncertowych, to jednak wiem jak sprawa mniej więcej wygląda. Przebłyski geniuszu ogólnie są, ale jest ich zbyt mało. Do tego dodać fakt, że jeszcze wracano poniekąd do czasów Watersa. Jako że mam The Division Bell z tego okresu, to wypowiem się przede wszystkim opierając się o ten album. Teksty, nie dość, że pisane z pomocą osób trzecich, czasem są nader przeciętne. Dlatego całkowicie nie zgadzam się z tym, co napisał Marcin, że teksty wcale nie są gorsze niż w epoce Rogera. Poles Apart czy też Take It Back to znakomite przykłady. Ten drugi - jak dla mnie, to fajny utworek, ale żadne arcydzieło to to nie jest.... Przyjemna melodia, raczej normalny tekst - na tym przede wszystkim opierał się czas po Watersie. Jak dla mnie zbyt często, zbyt prosty. Faktycznie, jak to dobrze ujęliście, nie ma tej magii Rogera, tego przekazu, tej mądrości. ALE - zespół udowodnił jednak, że jest czegoś warty bez Rogera. Poza tym doskonale rozumiem tych, którzy mogą to brać zdecydowanie za zaletę. Raz, że muzykę Pink Floyd można nazwać bardziej różnorodną, bo jednak kompozycje brzmiały inaczej, a dwa, że wielu woli bardziej słuchanie muzyki, aniżeli to, co ma ona przekazać. Bo np. The Wall to, nie oszukujmy się, więcej gadania niż grania (z wyjątkami jak np. Comfortably Numb, ale słychać też, kto miał udział w tej kompozycji od strony muzycznej), a nie każdemu musi to odpowiadać. Dlatego rozumiem tych, którzy mogą ten okres lubić bardziej od tego Watersowego, mimo że dla mnie nie ma nic lepszego muzycznie w Pink Floyd niż całe Wish You Were Here. Podobnie z Dark Side Of The Moon - dużo tu muzyki, a że teksty są genialne na obu płytach, to już tylko świadczy o wyższości tych dwóch albumów nad A Momentary Lapse Of Reason i The Division Bell. I - możecie się nie zgodzić - Animals od strony muzycznej również uważam za świetne. Tak więc powtórzę - rozumiem, mimo że nie do końca zgadzam się z tym, że za Watersa było same gadanie. Te dwa albumy, prócz tego, że High Hopes stało się znane, niewiele wniosły jednak ogółem do dorobku Pink Floyd. Podkreślam - ogółem, bo sam naprawdę lubię The Division Bell, a High Hopes, Marooned czy Keep Talking uważam naprawdę za znakomite rzeczy.


Jeszcze co do używania nazwy Pink Floyd: tutaj nie mam żadnych wątpliwości - oczywiście, że tak. Bo niby czemu nie? To prawda, że Waters był najważniejszym członkiem zespołu, ale mimo wszystko - był tylko jednym z nich, zostało trzech, którzy przejęli rolę kompozytorów i tekściarzy. Nawet jeśli była pomoc osób trzecich, to przecież główną robotę odwalił Gilmour z pomocą Wrighta i wykonawczą Masona. Kto kompnuje, to nieważne, byle ktoś z bandu - zespół ma swych ludzi, ich zostało trzech, a odszedł, mimo że najważniejszy, tylko jeden, więc dlaczego to nie miałoby się nazywać "Pink Floyd"? Jaki styl grali i jaki sukces odnieśli - to już inna bajka. Również myślę, że niewiele do rzeczy ma fakt, że Wright na A Momentary Lapse Of Reason nie jest oficjalnym członkiem zespołu. Byłby, ale, o ile się nie mylę, nie mógł ze względu na wynik sprawy sądowej zespołu z Rogerem. I tak w ogóle, to przypomina mi się moja dyskusja z Marcinem na Forum Queen na podobny temat. Razz


No i na koniec jedno zdanie - jeżeli ktoś mi powie, że ten okres był lepszy niż ten za czasów Watersa, to po prostu się nie zgodzę i nie odpuszczę, póki temu śmiałkowi tego nie udowodnię. Smile Roger był/jest zbyt wielkim geniuszem tekściarskim i kompozytorskim, by bez niego mogło być lepiej. Pasja jest mniejsza (ale jest), a ogień zwyczajny - z Rogerem to było ognisko z dodaną beznzyną. Smile


Zaznaczyłem trzecią opcję: Okres bez Rogera po prostu lubię. Natomiast trochę ź;e ujętę są, według mnie, opcje druga i czwarta - każdy okres będzie jednym z ulubionych bądź najmniej ulubionych, bo było ich raptem trzy. O chwilowej obecności i Gilmoura, i Barretta oraz o The Final Cut nie mówię, bo to nie powinno się liczyć, według mnie....

Powrót do góry
Kasia
Fearless


Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 4458
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kluczbork

PostWysłany: Czw 16:25, 09 Mar 2006    Temat postu:
 
Misiu napisał:

No i na koniec jedno zdanie - jeżeli ktoś mi powie, że ten okres był lepszy niż ten za czasów Watersa, to po prostu się nie zgodzę i nie odpuszczę, póki temu śmiałkowi tego nie udowodnię. Smile Roger był/jest zbyt wielkim geniuszem tekściarskim i kompozytorskim, by bez niego mogło być lepiej. Pasja jest mniejsza (ale jest), a ogień zwyczajny - z Rogerem to było ognisko z dodaną beznzyną. Smile



Nom dokładnie będzie tak samo w moim przypadku nie odpuszę ponieważ Waters to geniusz i nikt mi nie powie że jest inaczej bo takie argumęty do mnie nie docierają Razz

Powrót do góry Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Czw 22:35, 09 Mar 2006    Temat postu:
 
Misiu napisał:

Dlatego całkowicie nie zgadzam się z tym, co napisał Marcin, że teksty wcale nie są gorsze niż w epoce Rogera.


Nie bronię Ci nie zgadzania się ze mną, ale... po prostu powiem, że do mnie bardziej trafiają teksty Gilmoura Smile
Misiu napisał:

Roger był/jest zbyt wielkim geniuszem tekściarskim i kompozytorskim


Zgodzę się, że tekściarskim, ale kompozytorem IMHO był lepszy David. Kompozycje z TDB stoją dla mnie wyżej niż np. z Animals.
Misiu napisał:

Natomiast trochę ź;e ujętę są, według mnie, opcje druga i czwarta - każdy okres będzie jednym z ulubionych bądź najmniej ulubionych, bo było ich raptem trzy.


Nie zgadzam się. Trudno jest podzielić 40 lat kariery raptem na trzy okresy. Bo jeśli by tak było, to oznaczałoby to, że zespół w ogóle się nie rozwijał.

No cóż, a z resztą się ABSOLUTNIE zgadzam, tzn. z pozostałą częścią wypowiedzi Michała.

Powrót do góry
Kasia
Fearless


Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 4458
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kluczbork

PostWysłany: Czw 23:16, 09 Mar 2006    Temat postu:
 
Ehh Animals to arcydziało pod względem muzycznym i tekściarskim a Roger nie jest tylko tekściarzem on jest prawdziwym geniuszem (nom może to nie namiejscu ale czy Gilmour skomponował by operę :>??) Waters to prawdziwy artysa a Gilmour (to mnie strasznie razi w oczy) ma małe trudności z pisaniem tekstów którę bynajmniej dla mnie bardzo ważne.

Powrót do góry Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Pią 0:31, 10 Mar 2006    Temat postu:
 
szyszunia007 napisał:

Ehh Animals to arcydziało pod względem muzycznym


A co tam jest takiego, czego nie ma na innych albumach PF (mówię o muzyce)?

Gilmour i trudności z pisaniem tekstów? Shocked

Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Pią 1:42, 10 Mar 2006    Temat postu:
 
Marcin S. napisał:

Nie bronię Ci nie zgadzania się ze mną, ale... po prostu powiem, że do mnie bardziej trafiają teksty Gilmoura Smile


Okay, no tego nie mogę podważyć...
Marcin S. napisał:

Zgodzę się, że tekściarskim, ale kompozytorem IMHO był lepszy David. Kompozycje z TDB stoją dla mnie wyżej niż np. z Animals.


Według mnie nie, bo wielkość kompozycyjna Rogera objawiała się przede wszystkim w tym, że utwór doskonale brzmiał w porównaniu z tekstem - właśnie taki miał być. Tak, jakby tego nie rozdzielał - świetny tekst musi oznaczać kompozycję klimatycznie do niego dopasowaną, jedno bez drugiego nie istnieje. I to wychodziło mu wręcz perfekcyjnie. On tworzył całe utwory, a nie osobno tekst i muzykę.
Marcin S. napisał:

A co tam jest takiego, czego nie ma na innych albumach PF (mówię o muzyce)?


Więcej gitary akustycznej niż na innych albumach (bardziej tych nowszych), solówki w Dogs, solówka i bas w Pigs (Three Different Ones), linia basu i Gilmour na końcu w Sheep, klimat (w tym przede wszystkim doskonale dopasowana produkcja do całego klimatu), po raz kolejny świetny background (jest inny niż na reszcie płyt, bardziej umiarkowany, ale wchodzący wtedy, kiedy jest to wręcz konieczne - o to, zdaje się, pytałeś). Zresztą - bardzo wielu twierdzi, że z czwórki "Dark Side Of The Moon - Wish You Were Here - Animals - The Wall", to właśnie Animals jest najłatwiejsze w odbiorze. Ja co prawda się z tym nie zgadzam, ale tutaj jest naprawdę sporo muzyki. Solówka kończąca Pigs (Three Different Ones) jest jednym z moich ulubionych momentów muzycznych w Pink Floyd w ogóle, a przy okazji, jak dla mnie, jest wspaniałym podsumowaniem utworu. Coś jakby powiedzenie tego, co miało być powiedziane (tekst), a później coś do przekazania gitarą, jakiś finał, myśl końcowa. Ale to tylko moje odczucie. Smile
Marcin S. napisał:

Gilmour i trudności z pisaniem tekstów? Shocked


No jakieś raczej tak, skoro jest pomoc osób trzecich (głównie Samson) i to niemała. Ale trzeba przyznać, że tekst do High Hopes jest wyśmienity. Tu właśnie objawia się również różnica między Rogerem a Davem - ten pierwszy stawiał na cały utwór, ten drugi stawia raczej bardziej na muzykę, aniżeli na tekst. Zresztą - na Animals też to widać, bo właśnie najwięcej grania jest chyba w Dogs, którego współautorem jest właśnie Gilmour. Niby wolniejsze to od Sheep, ale tam jest mnóstwo solówek, gitary akustycznej, no i poza tym trwa to 17 minut i ma najdłuższy tekst, więc także i wokalu. O Comfortably Numb już nie wspominam, bo to chyba słychać wyraźnie. Muzyka Gilmoura jest klimatycznie dobrze dopasowana do tekstu, bo, przynajmniej mnie, właśnie przyjemnie otępia, ale też nietrudno chyba było stworzyć zawodowcom właśnie taki klimat, taką melodyjną kompozycję.
Marcin S. napisał:

Nie zgadzam się. Trudno jest podzielić 40 lat kariery raptem na trzy okresy. Bo jeśli by tak było, to oznaczałoby to, że zespół w ogóle się nie rozwijał.


Ale nie mówimy o rozwijaniu się, tylko o okresach, kiedy byli dani ludzie. A te, to ja dzielę na trzy:
1. Barrett - Waters - Wright - Mason
2. Waters - Gilmour - Wright - Mason
3. Gilmour - Wright - Mason

Okresów, kiedy zespół się rozwijał itd. było oczywiście dużo więcej (np. Meddle - Dark Side Of The Moon, chyba jedna z największych metamorfoz w muzyce w ogóle), ale według mojego rozumowania, nie do końca (ale po części na pewno) tego tyczy się pytanie zawarte w ankiecie. Ale może to ja źle rozumuję. Wink


Lubię pisać. Wink

Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Nie 17:25, 12 Mar 2006    Temat postu:
 
Cytat:

wielkość kompozycyjna Rogera objawiała się przede wszystkim w tym, że utwór doskonale brzmiał w porównaniu z tekstem - właśnie taki miał być. Tak, jakby tego nie rozdzielał - świetny tekst musi oznaczać kompozycję klimatycznie do niego dopasowaną, jedno bez drugiego nie istnieje. I to wychodziło mu wręcz perfekcyjnie. On tworzył całe utwory, a nie osobno tekst i muzykę.


Tylko że komponowanie nie polega na pisaniu tekstów, tylko na tworzeniu muzyki. Masz oczywiście rację, ale umówmy się, że Waters nie osiągnął tej samej złożoności melodii (i to nawet na The Final Cut!!) jak np. Gilmour w High Hopes.
Zresztą, nie wyobrażam sobie, by Dave pisał teksty, nie myśląc o muzyce lub odwrotnie. U jednego po prostu ważniejsze były teksty, u drugiego muzyka. Dlatego Dave pisze bardziej intrygujące melodie, a Waters stawia bardziej na przekaz podparty konkretną warstwą muzyczną (tak jak piszesz: dopasowaną do tekstu).
Cytat:

Więcej gitary akustycznej niż na innych albumach (bardziej tych nowszych), solówki w Dogs, solówka i bas w Pigs (Three Different Ones), linia basu i Gilmour na końcu w Sheep, klimat (w tym przede wszystkim doskonale dopasowana produkcja do całego klimatu), po raz kolejny świetny background (jest inny niż na reszcie płyt, bardziej umiarkowany, ale wchodzący wtedy, kiedy jest to wręcz konieczne - o to, zdaje się, pytałeś).


Wchodzisz w takie szczegóły, że tak naprawdę wychodzi na to, że każda płyta jest wyjątkowa, bo "w siódmej sekundzie piątego utworu jest gwizdek, a na innych albumach nie".
Animals jest świetne, ale nie jest jakoś wykątkowo oryginalne i przełomowe, pod tym względem daleko tej płcie do The Dark Side Of The Moon.
Zesztą zauważ- sam użyłeś sforumowania "po raz kolejny"... czyli jednak- animalsowe patenty zostały użyte już wcześniej.
Cytat:

No jakieś raczej tak, skoro jest pomoc osób trzecich (głównie Samson) i to niemała. Ale trzeba przyznać, że tekst do High Hopes jest wyśmienity. Tu właśnie objawia się również różnica między Rogerem a Davem - ten pierwszy stawiał na cały utwór, ten drugi stawia raczej bardziej na muzykę, aniżeli na tekst.


Ok, niech będzie- do pisania świetnych tekstów Gilmour potrzebował osób trzecich, a Waters robił to sam.
Co do tego, kto na co stawia... napisałem w sumie wyżej, jakie zdanie mam na ten temat.
Cytat:

Ale nie mówimy o rozwijaniu się, tylko o okresach, kiedy byli dani ludzie.


Nie, nie mówimy. Sam okres z Watersem można podzielić na kilka etapów.

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pink Floyd Strona Główna -> The Lunatic Is On The Grass Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 17, 18, 19  Następny
Strona 1 z 19

 
Skocz do:  
 
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Powered by phpBB © 2004 phpBB Group
Galaxian Theme 1.0.2 by Twisted Galaxy